Biuletyn Informacji Publicznej RPO

Wystąpienie RPO Andrzeja Zolla 24.07.2002 - Informacja za rok 2001

Data:

Informacja o działalności rzecznika praw obywatelskich za 2001 r. z uwagami o stanie przestrzegania wolności i praw człowieka i obywatela (druk nr 470) wraz ze stanowiskiem Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka (druk nr 708).

Rzecznik Praw Obywatelskich Andrzej Zoll:

    Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Po raz trzeci jest mi dane przybliżyć Wysokiej Izbie zasadnicze elementy informacji rzecznika praw obywatelskich, tym razem odnoszące się do działalności tego urzędu w 2001 r. Godzi się przypomnieć, iż moje wystąpienie ma miejsce niemalże dokładnie w 15. rocznicę uchwalenia ustawy o rzeczniku praw obywatelskich. Skłania to do pewnej refleksji podsumowującej działania urzędu polskiego ombudsmana w szerszym niż tylko zakreślony w informacji wymiarze czasowym. Polski model ombudsmana sprawdził się w praktyce działania i jest interesujący dla innych państw, i to także tych, których tradycje demokratyczne są znacznie głębsze od naszych. Wielka w tym zasługa polskiego parlamentu, który stworzył mocne podstawy ustrojowe tej instytucji, znajdującej dobitny wyraz w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej i doskonalonej m.in. w wyniku istotnych nowelizacji macierzystej ustawy, przeprowadzonych w latach 1991 oraz 2000.

    Realizując zamierzenia, z jakimi objąłem w 2000 r. urząd rzecznika praw obywatelskich, w pełni korzystam z ustawowo mi danych instrumentów umożliwiających działalność w kierunku czuwania nad przestrzeganiem przez władze publiczne podstawowych wolności i praw człowieka i obywatela. Z satysfakcją mogę stwierdzić, że instrumenty te są skonstruowane użytecznie i szeroko, w sposób porównywalny na gruncie europejskim z kompetencjami ombudsmana Finlandii, uważanego powszechnie za dysponującego najszerszym arsenałem środków prawnych dla ochrony obywateli.

    Dla zilustrowania przypomnę, że polski rzecznik praw obywatelskich może zaskarżyć ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, wnosić kasacje i rewizje nadzwyczajne od orzeczeń sądowych, przyłączyć się do każdego postępowania. Piastowany przeze mnie urząd znajduje się więc w lepszej sytuacji niż urzędy piastowane przez wielu innych ombudsmanów. Niedawno miałem okazję zaktualizować te porównania, albowiem w maju tego roku byłem organizatorem i gospodarzem VI Europejskiej Konferencji Ombudsmanów, po raz pierwszy odbywającej się w Polsce. Podczas obrad, które otworzył prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, zajęliśmy się m.in. tematem skuteczności działań ombudsmana, skuteczności sprawowania urzędu, który - jak to pan prezydent określił w swoim wystąpieniu - jest w Polsce trwałym elementem gmachu państwowego, wpisanym w ład konstytucyjny, cieszącym się w społeczeństwie uznaniem i prestiżem.

    Nie inaczej niż w latach ubiegłych przedłożony obu izbom parlamentu dokument ma postać wielostronicowego i wielowątkowego opracowania. Nie da się bowiem, bez uszczerbku dla obrazu sprawy, przedstawić w formie krótkiego komunikatu stanu przestrzegania w Polsce wolności i praw człowieka i obywatela, gdy do rzecznika wpływa w jednym tylko roku ponad 55 tys. spraw wymagających zbadania i oceny pod kątem zagrożeń obywatelskich interesów, poszanowania ludzkiej godności, równego traktowania w tej samej sytuacji prawnej.

    Nie chciałbym, aby przytoczona liczba sprawiała wrażenie, iż urząd rzecznika praw obywatelskich to swoista skrzynka skarg i listów, a rzecznik reaguje tylko i wyłącznie wtedy, gdy problem został już podniesiony przez obywatela. Dla mnie istotniejsze jest zapobieganie złym zjawiskom. Zapowiadałem to już w sejmowym wystąpieniu inaugurującym moją kadencję jako rzecznika praw obywatelskich. Swoje relacje widzę szerzej - jako rzecznika i jednego z wielu realizatorów idei społeczeństwa obywatelskiego, współbrzmiącej z zawartą w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej normą określającą nasz kraj jako demokratyczne państwo prawa.

    Konstatacja ta nie oznacza bagatelizowania sygnalizowanych spraw indywidualnych, które, jak dowodzi odzwierciedlona w informacji praktyka, nieprzerwanym potokiem płyną od obywateli, z reguły bezradnych i zagubionych w gąszczu niezrozumiałych, często sprzecznych przepisów, których dostępność w dodatku pozostawia wiele do życzenia. Rzecz tkwi jednak w tym, że załatwienie z korzyścią dla żalących się jednostkowych spraw nie likwiduje całości zagadnień negatywnie wpływających na kontakty ludzi z szeroko pojmowaną ˝władzą˝. Jest ona niekiedy wręcz postrzegana przez żalących się jako siła groźna, lekceważąca społeczne potrzeby, niesprawna w egzekucji prawa i wyzwalająca tym samym chęć jego obchodzenia, niereagująca dostatecznie skutecznie na różnego rodzaju patologie. Gdyby się oprzeć wyłącznie na subiektywnych obserwacjach osób zawiedzionych swoimi kontaktami z władzą, jej wizerunek musiałby być jednoznacznie negatywny.

    Na naszych oczach ulega zmianie rola i miejsce państwa. Poprzednio to państwo było głównym źródłem zagrożeń dla praw człowieka poprzez nadużywanie władzy. Teraz to państwo staje się obrońcą praw, chociaż wciąż nie dość skutecznym. Zagrożenia najczęściej leżą dzisiaj gdzie indziej. Ich źródłem są różnego rodzaju podmioty gospodarcze, dyktujące obywatelowi warunki zawieranej umowy, ich źródłem jest indywidualna osoba, która nadużywa wolności ze szkodą dla wolności i praw podstawowych drugiego człowieka. Bezrobocie prowokuje na rynku pracy do wykorzystywania dominującej pozycji pracodawców wobec pracowników. Normy dotyczące czasu pracy oraz warunków pracy i płacy często nie są przestrzegane. Dochodzi do przypadków dyskryminacji kobiet, osób starszych i niepełnosprawnych.

    Podstawowego zagrożenia dla realizacji praw człowieka dopatrywać się należy w sytuacji występującej na rynku pracy. Poziom bezrobocia i utrzymująca się od kilku lat tendencja do szybkiego podnoszenia się jego stopy stawia problem bezrobocia w rzędzie najważniejszych problemów społeczno-ekonomicznych. Bezrobocie generuje ludzką biedę, wyzwala stan apatii, przenoszonej na byt całej rodziny, silnie dotyczy zwłaszcza dorastającej młodzieży i niejednokrotnie pozostających w skrajnym ubóstwie dzieci. W finansowej zapaści znajduje się pomoc społeczna, szerzy się bezdomność i żebractwo. Wszystko to wymaga skoordynowanego przeciwdziałania władz publicznych, organizacji samorządowych i obywatelskich, mediów, pracodawców, instytucji naukowych, doradczych i charytatywnych oraz poszczególnych osób świadomych skutków ekonomicznych, kulturowych i intelektualnych wytworzonego stanu rzeczy.

    Zwróciłem się 31 stycznia 2002 r. do ministra pracy i polityki społecznej o informacje na temat realizacji programów rządowych mających na celu powstrzymanie tego zjawiska, a także o informacje o zamierzeniach rządu dotyczących realizacji kolejnych etapów ˝Narodowej strategii wzrostu zatrudnienia i rozwoju zasobów ludzkich w latach 2002-2006˝.

    Na spotkaniu z ministrem pracy i polityki społecznej w dniu 3 stycznia 2002 r. wyraziłem negatywną ocenę braku stabilności prawa, wywołaną częstymi zmianami przepisów ustaw, które regulują uprawnienia obywateli. Chodzi na przykład o zmiany przepisów Kodeksu pracy w zakresie urlopów wychowawczych oraz zmiany w ustawie o zatrudnieniu i przeciwdziałaniu bezrobociu. Zmiany te polegają najczęściej na zaostrzaniu kryteriów dotyczących uzyskiwania przewidzianych świadczeń, a nadto są wprowadzane bez wymaganego vacatio legis. Podważa to zaufanie obywateli do państwa. Z punktu widzenia walki z bezrobociem istotne jest także prawidłowo ukierunkowane szkolenie osób poszukujących pracy. Zagadnieniu temu poświęciłem odrębne wystąpienie z lipca ubiegłego roku.

    Z kolei we wspomnianym styczniowym piśmie zwróciłem się o informacje o spodziewanym terminie zakończenia prac legislacyjnych nad rozporządzeniem ministra pracy i polityki społecznej, w którym byłyby określone standardy realizacji ustawowych zadań, w szczególności w zakresie pośrednictwa pracy, poradnictwa zawodowego i innych działań ustalonych w art. 4 ust. 7 ustawy o zatrudnieniu i przeciwdziałaniu bezrobociu.

    W obszernym wystąpieniu z 7 marca 2002 r. przedstawiłem swoje spostrzeżenia i uwagi do projektu ustawy zmieniającej Kodeks pracy, czyniąc m.in. zastrzeżenie, iż uzasadnienie projektowanych zmian w wielu przypadkach nie zawiera informacji na temat tego, dlaczego projektodawca uznał za celowe wprowadzenie określonej modyfikacji do istniejącego stanu prawnego.

    Trudności bytowe odnoszą się w dużej mierze także do sytuacji tych osób, które zakończyły aktywność zawodową lub zamierzają albo z różnych względów są zmuszone ją zakończyć. Czyni to szczególnie wrażliwym obszar zabezpieczenia społecznego, materię nader często krytykowaną w wystąpieniach kierowanych do rzecznika praw obywatelskich.

    We wnioskach zawartych w informacji podkreślam, że w zakresie zabezpieczenia społecznego niezbędne jest zakończenie prac nad ustawami, których brak jest jedną z przyczyn wadliwego systemu ubezpieczeń społecznych. Dotyczy to takich problemów jak określenie wysokości świadczeń pieniężnych przysługujących z ubezpieczenia z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych i warunków nabywania prawa do nich, a także uregulowanie zasad przyznawania i finansowania emerytur pomostowych dla ubezpieczonych z tytułu zatrudnienia w szczególnych warunkach lub w szczególnym charakterze. W rozwiązaniach reformy potrzebny jest powrót do dyskusji nad wprowadzeniem elastycznej regulacji odnoszącej się do wieku emerytalnego. Obecne zróżnicowanie wieku emerytalnego narusza konstytucyjną zasadę równego prawa kobiet i mężczyzn do zabezpieczenia społecznego i zasadę sprawiedliwości społecznej.

    Powracając do zagrożeń ze strony państwa, chcę powiedzieć, że polegają one dziś głównie na niskiej sprawności jego organów, szczególnie gdy chodzi o władzę sądowniczą. Prawo obywatela do sądu nadal pozostawia wiele do życzenia. Na rozstrzygnięcia sądowe czeka się wiele lat, a egzekucja tych rozstrzygnięć jest także wielce problematyczna. Z ubolewaniem wypada mi stwierdzić, że w obszarze wymiaru sprawiedliwości trudno zaobserwować postulowany przez wielu przełom. Jeszcze w październiku 2000 r. zorganizowałem konferencję, w której wzięli udział szefowie organów państwa związanych z wymiarem sprawiedliwości oraz zaangażowani w tę problematykę politycy. Miałem nadzieję, że uda się poprawić funkcjonowanie sądownictwa. Jest jednak inaczej. Zapaść finansowa sądownictwa i zła organizacja pracy, przy znacznym zwiększeniu obowiązków, czego przykładem może być przejęcie od 17 października 2001 r. orzecznictwa w sprawach wykroczeń, nie wróży dobrze na przyszłość. Niestety nadal wymiar sprawiedliwości jest zmurszałym filarem nawy państwowej. Jego niedowład, w tym brak gwarancji rozpatrywania spraw w rozsądnym terminie, jest wytykany władzom polskim również przez różnego rodzaju instytucje krajowe i międzynarodowe.

    Życzę nowemu ministrowi sprawiedliwości panu Grzegorzowi Kurczukowi dokonania tego przełomu. W dążeniach do tego znajdzie w mojej osobie zawsze sprzymierzeńca.

    Dobrze funkcjonujący wymiar sprawiedliwości jest nie tylko podstawowym prawem obywatelskim, ale także warunkiem realizacji szeregu praw szczegółowych. Jest więc zrozumiałe, że musi być w centrum zainteresowania rzecznika.

    Niedawno Helsińska Fundacja Praw Człowieka przedstawiła raport o dostępie do pomocy prawnej w Polsce. Wynika z niego szereg istotnych wniosków, między innymi to, iż dzisiejszy system wyznaczania obrońców i pełnomocników z urzędu działa źle. Sądy nie mają pieniędzy, żeby płacić za obrońców z urzędu, a ludzie nie mają pieniędzy na adwokatów. Dodam od siebie, że większości obywateli brakuje podstawowych informacji: jak wnieść sprawę do sądu, czy w ogóle przysługuje im droga sądowa, a jeśli nie, to co mogą zrobić, do kogo i w jakim terminie się zwrócić, czy w tym zakresie mogą oczekiwać pomocy w nieodpłatnej formie. Często jest to wiedza, którą powinni dostać w urzędzie. Nie dostają.

    W tej sytuacji bardzo ważne są działania społeczne: kliniki prawa, które powstają przy ośrodkach akademickich i z którymi blisko współpracuję, a także rozmaite biura porad obywatelskich. Podejmuję obecnie starania o zaktywizowanie do akcji poradnictwa obywatelskiego osób starszych, emerytów, którzy mogą zyskać satysfakcję w pracy na rzecz innych i przynieść znaczącą pomoc obywatelom. Niestety nie rozwiązuje to sprawy pomocy prawnej w sądzie, bo tego działalność społeczna nie załatwi.

    Na marginesie tego problemu muszę podnieść kwestię niezrozumiałego dla mnie wyeliminowania możliwości pomocy prawnej świadczonej społecznie, najczęściej przez studentów działających w klinikach prawa, w postępowaniu w sprawach o wykroczenia. Należy w ramach reformy postępowania karnego do tego problemu powrócić. Nie da się nie podzielić opinii, że wiele opłat sądowych, przy zubożeniu społeczeństwa, stanowi poważną przeszkodę w dostępności do sądu.

    W informacji staram się przypominać - bo taka jest przecież rola rzecznika - przedstawicielom władz państwowych o ich służebnych funkcjach w stosunku do obywateli. Organy państwa nie zawsze funkcjonują w sposób sprawny. Rzecznik ma więc wyrównywać tę dysproporcję między państwem, jego aparatem a bardzo osamotnionym obywatelem, który często wobec tego aparatu czuje się zupełnie zagubiony. Piszę o tym już we wstępnej części informacji, piętnując częstą jeszcze urzędniczą bezduszność i niekompetencję. Wzywam zarazem do upowszechnienia na gruncie polskim przyjętego we wrześniu 2001 r. przez Parlament Europejski, zalecanego do stosowania w państwach unijnych, Kodeksu Dobrej Administracji, ustalającego standardy właściwego postępowania w urzędach administracji publicznej. Mogą one poprawić także sytuację polskiego petenta. Mój zastępca, pan dr Jerzy Świątkiewicz, jest autorem wydanego nakładem Biura Rzecznika Praw Obywatelskich w maju br. tłumaczenia tego kodeksu i komentarza do niego, przedstawiającego zastosowanie w warunkach polskich procedur administracyjnych.

    Jedną z powinności rzecznika jest ustawowo zadekretowane współdziałanie z organizacjami i ruchami obywatelskimi. Ten istotny element artykułuję już obecnie, ponieważ do roli organizacji obywatelskich będę odwoływał się wielokrotnie.

    W dniu 3 maja 2002 r. miałem zaszczyt ogłosić już czwartą edycję konkursu na najlepszą inicjatywę obywatelską Pro Publico Bono. Wydarzenie to było dla mnie jako rzecznika praw obywatelskich powodem szczególnej satysfakcji. Konkurs Pro Publico Bono oraz towarzyszące mu inicjatywy i działania obywatelskie spełniają bardzo istotną rolę w realizacji zadań rzecznika praw obywatelskich. Stanowią one unikalne źródło obserwacji kondycji społeczeństwa obywatelskiego, obszarów aktywności i zakresu bezradności społecznej. W dotychczas przeprowadzonych trzech edycjach ponad 700 organizacji samorządowych zaprezentowało różnorodne przedsięwzięcia i zadania podejmowane na wszystkich płaszczyznach życia społecznego, od edukacji, kultury poczynając, poprzez akcje charytatywne, inicjatywy na rzecz rozwoju społeczności lokalnych oraz współpracy międzynarodowej.

    Zeszłoroczny konkurs pokazał olbrzymi potencjał tkwiący w organizacjach obywatelskich. To powód do optymizmu. Mimo wszystkich trudności jest w Polsce wielu ludzi, którym chce się działać dla wspólnego dobra, na rzecz innych. Musi niepokoić niechęć środków masowego przekazu, szczególnie telewizji publicznej, do prezentacji pozytywnych wzorców obywatelskiego działania.

    Myślę, że przygotowany z inicjatywy Rady Ministrów projekt ustawy o działalności organizacji pożytku publicznego i wolontariacie, po niezbędnych udoskonaleniach i poprawkach, wesprze organizacje w przejmowaniu wielu zadań publicznych. Organizacje działające na zasadzie non profit mogą wykonać te zadania znacznie lepiej i taniej. Do projektu tego zgłosiłem pakiet uwag wypracowanych podczas spotkań z przedstawicielami organizacji społecznych.

    Wspomniałem przed chwilą o ludzkiej bezradności. Problem ten przewija się w większości kierowanych do mnie spraw. Jest to zjawisko szczególnie groźne dla życia społecznego, dla demokracji w Polsce. Wspólnie z przewodniczącym Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej i z przewodniczącym Związku Powiatów Polskich podpisaliśmy deklarację o zwalczaniu bezradności społecznej, chcąc w ten sposób stworzyć bodziec dla ruchu organizacji obywatelskich i władz samorządu lokalnego. Nie da się bowiem przezwyciężyć tego zjawiska bez ich ścisłej współpracy.

    Sytuacja jest szczególnie niepokojąca, gdy się zważy, że bezradni, pozbawieni nadziei na normalne, spokojne i bezpieczne, godne życie czują się nie tylko pojedynczy ludzie czy rodziny, lecz także całe grupy zawodowe i regiony. Z zadowoleniem przyjąłem ostatnią inicjatywę ministra pracy i polityki społecznej opracowania rządowych projektów zwalczania społecznego odrzucenia. Myślę, że ruch obywatelski znajdzie w aktywności rządu znaczne poparcie.

    Od dawna znaczącą rolę w przezwyciężaniu niekorzystnych zjawisk upatruję w intensyfikowaniu procesów edukacji obywatelskiej, pojmowanej nie tylko jako problem przekazywania wiedzy, ale także kształtowania właściwych postaw. Prawo do edukacji jest jednym z podstawowych praw człowieka, warunkującym korzystanie z innych uprawnień i możliwości, w szczególności prawa do świadomego, aktywnego uczestniczenia w życiu społecznym. Czuwanie nad wykonywaniem tego prawa należy więc niewątpliwie do obowiązków rzecznika praw obywatelskich. Wielokrotnie stwierdzałem - i czynię to również w informacji - że edukacja musi mieć priorytet w działaniach władz publicznych, że powinna zostać oderwana od gry wyborczej, podejrzeń o polityczne wyrachowanie.

    W ubiegłym roku źle się stało, że do kampanii wyborczej wprzęgnięto kwestię nowej matury. Doprowadziłem jeszcze przed wyborami do spotkania ministra edukacji narodowej z politykami, aby porozmawiać o tym problemie. Zaapelowaliśmy o to, aby przestać mówić o maturze w kontekście polityki. Chodziło przecież o dobro młodzieży poddawanej dodatkowym, całkowicie zbędnym, stresom. Działaniem tym nie udało się niestety usunąć skutków wadliwych rozwiązań. Młodzieży szkolnej u progu szczególnie doniosłego zdarzenia dla wejścia w dorosłe życie boleśnie narzucono demoralizujące przekonanie, iż wybór łatwiejszej drogi się opłaca. Jaki będzie tego efekt, niestety można przewidzieć.

    Podobny w istocie problem, tym razem dotyczący tzw. czerwonych pasków na świadectwach szkolnych wystąpił w bieżącym roku. Wprowadzona w toku roku szkolnego, a nawet po tym, gdy szóstoklasiści napisali ogólnopolski sprawdzian, na kilka dni przed egzaminem gimnazjalistów, zmiana zasad przyznawania tego świadectwa, traktowanego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu w kategoriach wyróżnienia, zaskoczyła młodzież i nie dała jej możliwości uwzględnienia nowych wymagań kwalifikacyjnych. Tym samym złamano wobec osób rozpoczynających swój bezpośredni kontakt z żywym prawem zasadę, że prawo nie może działać wstecz.

    W tej sprawie zwróciłem się więc do prezesa Rady Ministrów o uchylenie rozporządzenia ministra edukacji i sportu z dnia 24 kwietnia 2002 r. Przyznaję, że mógłbym w tej sprawie skierować stosowny wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, ale byłby to gest symboliczny, ponieważ ze względów proceduralnych Trybunał Konstytucyjny nie byłby w stanie rozpoznać sprawy do czasu zakończenia roku szkolnego i rozdania świadectw. Argumentacja użyta w wystąpieniu do premiera odniosła skutek. Omawiane rozporządzenie wejdzie w życie nie w tym roku szkolnym, lecz z początkiem roku szkolnego 2002/2003. Fakt ten nie niweluje jednak całości efektów zdarzenia, wielce podobnych do znanych z ubiegłorocznych matur.

    Turbulencje wstrząsające prawem oświatowym źle służą reformie edukacji. Najbardziej negatywnie jednak uderzają - jak podkreśliłem - w psychikę młodych ludzi, co będzie szczególnie trudno odwrócić. Przyjęte w tym roku procedury przyjęć do szkół pogłębiają wrażenie braku spójnych koncepcji i dokładniejszych refleksji co do konsekwencji przyjętych rozwiązań u osób odpowiedzialnych za politykę edukacyjną. Szkoła jest w dalszym ciągu spostrzegana przede wszystkim jako miejsce pracy nauczycieli, a nie jako miejsce przekazywania wiedzy, kształcenia charakterów i postaw młodego pokolenia.

    Jesteśmy społeczeństwem ludzi źle wykształconych. Ten brak można i należy nadrobić zdecydowaną ofensywą edukacyjną. Konieczna jest poprawa samego kształcenia w szkole, przy czym nie chodzi już o kolejną reformę programu, lecz bardziej o sposób jego realizowania.

    Brak jest ciągle wizji programu edukacji młodego pokolenia nie na następny rok szkolny, ale w dystansie przynajmniej 20-letnim. Dzieci podejmujące dziś naukę będą za kilkanaście lat zdawały egzamin praktyczny ze zdobytej wiedzy. Nasze pokolenie jest zobowiązane dać im dzisiaj materiał służący do zdania tego egzaminu. Nie może to być wąskie specjalistyczne kształcenie, gdyż nie wiemy, czy za 20 lat dana specjalizacja w ogóle będzie poszukiwana na rynku. Dlatego powstaje konieczność kształcenia ogólnego, dającego młodzieży znaczną możliwość mobilności w dostosowaniu się do potrzeb rynku.

    Szkoła, szczególnie w małych miejscowościach, powinna być centrum cywilizacyjnym, i to nie tylko dla uczniów, ale i dla rodziców, którzy powinni uzupełniać swoje wykształcenie i współdziałać ze szkołą w procesie edukacji i wychowania ich dzieci. Nie działają rady rodziców w szkołach ani związane z samorządami terytorialnymi rady oświatowe.

    Nie jest przypadkiem, że jednym z laureatów ubiegłorocznej edycji konkursu ˝Pro publico bono˝ została Federacja Inicjatyw Oświatowych, organizacja zajmująca się ratowaniem małych wiejskich szkół. Dlatego, jak mówiliśmy podczas konwencji tego konkursu, 3 maja br., należy zacząć od wsi polskiej. Nie można utrzymywać stanu, gdzie tylko niespełna 2% mieszkańców wsi ma wyższe wykształcenie, a 10% - średnie. Połowa polskich dzieci mieszkająca dziś na wsi ma utrudniony dostęp do edukacji. Wadliwy jest system stypendialny. Mimo mojej przegranej przed Trybunałem Konstytucyjnym dalej uważam, że nie ma żadnych podstaw do pominięcia młodzieży studiującej ˝wieczorowo˝ przy udzielaniu pomocy stypendialnej. Często właśnie ta młodzież rekrutuje się z ośrodków zaniedbanych i potrzebujących wsparcia.

    Niezbędne jest wyrównanie szans tym, którzy zostali zepchnięci w ostatnich latach na margines, przede wszystkim dzieciom z terenów zwiększonego bezrobocia, z rodzin, w których nie ma dążności do kształcenia się, a wręcz przeciwnie, często występuje zagrożenie demoralizacją.

    O poziomie polskiego społeczeństwa nie decyduje wykształcenie elity, lecz robotnika, sprzedawcy, rolnika. Ich zdolność do konkurencji na europejskim rynku pracy rozstrzygnie o tym, czy będziemy na salonach, czy w przedpokoju Europy. Konieczne jest więc wykorzystanie potencjału nauczycielskiego, odciążanego nadchodzącym niżem demograficznym, do intensywnego kształcenia dorosłych, których poziom przygotowania do tej konkurencji jest zastraszająco niski.

    Obawiam się, że przy rozwiązywaniu niektórych kwestii popełniamy stare błędy. Jesteśmy dumni z tego, że stosunkowo szybko wielokrotnie zwiększyliśmy liczbę studiującej młodzieży. Jest to jednak sukces w dużej mierze pozorny, jeśli się zważy, że wiele z tych osób uczy się w słabych szkołach lub filiach. Zwiększamy liczbę osób z dyplomami studiów wyższych, ale to ciągle nie znaczy, że przybywa osób dobrze przygotowanych do wykonywania zawodów wymagających wykształcenia na poziomie wyższym. Prywatne szkoły wyższe nie mają nadal własnej kadry. Nie prowadzą własnych badań naukowych. Są często jedynie szansą na podreperowanie budżetów domowych pracowników naukowych państwowych szkół wyższych kosztem studentów oraz pracy naukowej i dydaktycznej na macierzystej uczelni.

    Imponujący pod względem liczbowym i wskaźnikowym - cytuję tutaj ostatni raport Najwyższej Izby Kontroli - wskaźnik scholaryzacji osiągnął poziom najbardziej rozwiniętych krajów świata, rozwój studiów wyższych miał bowiem charakter żywiołowy, oderwany coraz bardziej od realnych możliwości kadrowych, lokalowych i organizacyjnych. W uczelniach państwowych podporządkowany był głównie interesom finansowym tych uczelni i ich pracowników naukowo-dydaktycznych. Sprawy jakości kształcenia przesuwane były na dalszy plan. Rosnące wpływy z opłat pozwalały na dofinansowanie bieżących kosztów działalności uczelni, w tym wyższych wynagrodzeń kadry nauczycielskiej. Podkreślić przy tym należy fakt, że dotacja budżetowa na działalność dydaktyczną nie pokrywała kosztów tej działalności, a w tym zwłaszcza płac. W sytuacji tej kandydatom zainteresowanym podjęciem studiów w formach odpłatnych zapewniano praktycznie bezproblemowy, w odróżnieniu od studiów dziennych, dostęp do indeksu, jednakże bez gwarancji równych szans uzyskania porównywalnego do studentów studiów dziennych poziomu wykształcenia. Tyle Najwyższa Izba Kontroli.

    Skoro mowa o nauce i badaniach naukowych, to nie sposób pominąć ich zasilania finansowego ze strony fundacji. Dla tworzenia pożądanych relacji między tymi podmiotami szczególne znaczenie ma uchwała siedmiu sędziów Sądu Najwyższego z 12 marca 2002 r., stanowiąca, że dochód fundacji, której cel statutowy stanowi wspieranie działalności naukowej, jest w części wykorzystanej na lokatę kapitału przez nabycie papierów wartościowych wolny od podatku dochodowego. Słowem, w takiej sytuacji fundacja jest zwolniona z tego podatku.

    Mam pewną satysfakcję, bo przyczyniłem się do tego rozstrzygnięcia, skarżąc w drodze rewizji nadzwyczajnej oparty na odmiennym założeniu wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego w sprawie dotyczącej Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Sprawa nie była bagatelna, bo w rachubę wchodziło, razem z zapłaconymi odsetkami, ok. 100 mln zł. Uchwała powiększonego składu Sądu Najwyższego ma precedensowe znaczenie dla wszystkich innych fundacji, które w podobny sposób chciałyby lokować dochody przeznaczone na działalność statutową. Orzeczenie Sądu Najwyższego przecina różnego rodzaju interpretacje i arbitralne decyzje urzędów skarbowych, pozwalając fundacjom na uczciwe pomnażanie inwestowanych w naukę pieniędzy.

    Realizacja prawa do edukacji bezpośrednio koresponduje z sytuacją rodzinną obywateli, z których wielu - jak już wspomniałem - dotknęło bezrobocie. Edukacja dzieci, przekwalifikowanie się dorosłych stanowi szansę na zmianę statusu, odbicie się od przysłowiowego dna, powrót do godnego życia. Rzecz jednak w tym, że wiele rodzin, w tym w regionach wiejskich, po prostu nie stać, z przyczyn zarówno natury ekonomicznej, jak i wolicjonalnej, na inwestowanie w siebie - z konieczności długotrwałe i niegwarantujące oczekiwanego skutku.

    Jesteśmy krajem ludzi biednych, niemal że w 1/5 pozbawionych pracy, z niepokojem myślących o przyszłości swojej i najbliższych. Cierpi na tym rodzina. Na początku maja w dyskusji na konferencji zorganizowanej przez Instytut Praw Człowieka w Oświęcimiu usiłowaliśmy zdiagnozować biedę, traktowaną jako problem konstytucyjny. To sprawa wielkiej wagi, zwłaszcza gdy odnieść ją do sytuacji konkretnej rodziny. Na jej kondycji odbijają się bowiem ze zdwojoną siłą wszelkie kryzysy i trudności społeczne.

    Stwierdzenie to nawiązuje do jednej z tez wniosków stanowiących integralną część informacji, eksponujących los dzieci, zwłaszcza w pewnym sensie w sytuacjach ekstremalnych. Dotyczy to zarówno tych, które przebywają w rodzinach i odczuwają pogorszenie warunków życiowych, a także często związane z tym konsekwencje przemocy, wzrostu agresji, alkoholizmu i narkomanii, wykorzystywania do żebractwa i osłabiania domowych więzi, jak i wychowanków różnego typu instytucji opiekuńczych, których działalność pozostawia wiele do życzenia. Doświadczenia roku 2001 przekonują, że praca nad zapobieganiem, a co najmniej umniejszaniem zjawisk naruszających prawa dzieci i rodziny, może i powinna być prowadzona w oparciu o samorządy, zwłaszcza te, które potrafią efektywnie współpracować z organizacjami obywatelskimi. To założenie legło u podstaw wielowątkowego programu, który w biurze rzecznika nazywamy od jego inicjatorów i miejsca, w którym powstał, eksperymentem wrocławskim. Jego podstawową ideą jest współdziałanie wielu podmiotów, w których polu zainteresowań znajduje się, a przynajmniej powinno, dobro dziecka. Jest to więc współdziałanie rodziców, rodzin zastępczych, rodzinnych lub tradycyjnych domów dziecka z placówkami pomocy społecznej, kuratorium, a także z sądem rodzinnym. Udział w tym przedsięwzięciu sędziów sądu rodzinnego wydaje się ciekawy i godny upowszechnienia.

    To, co jest obserwowane w makroskali i ma w jakiejś mierze anonimowy wyraz, w odniesieniu do poszczególnych rodzin przybiera niejednokrotnie postać dramatu, szczególnie boleśnie uderzającego w dobro dzieci. Z obserwacji rzecznika widać to jak na dłoni. Wspierając tę tezę przykładami, wskażę tylko, że w specjalizującym się w tych sprawach zespole prawa rodzinnego podległego mi biura badaliśmy m.in. sprawy zagwarantowania rodzicom wpływu na świadczenia usług edukacyjnych, przemocy w rodzinie i wykorzystywania dzieci do żebractwa, systemowego wspierania rodziny, przestrzegania praw dzieci - mieszkańców domów opieki społecznej, likwidacji i przekształceń placówek społeczno-wychowawczych, praw dzieci - pacjentów, w tym w szpitalach i oddziałach psychiatrycznych, statusu dzieci niepełnosprawnych, postępowań w sprawach nieletnich, leczenia odwykowego. Wyliczenie to z konieczności, jak wspomniałem, przykładowe uzmysławia wyjątkowo szeroki zakres problemów, z którymi boryka się wiele polskich rodzin.

    Jeśli tak, to powstaje pytanie, czy nie należałoby rozważyć utworzenia w składzie rządu ministerstwa ds. rodziny, które na szczeblu rządowym mogłoby monitorować problemy i w sposób całościowy przygotowywać rozwiązania w interesie rodzin i tym samym społeczeństwa. Z natury rzeczy jestem bardzo ostrożny w promowaniu projektów zakładających tworzenie nowych organów w sferze administracji publicznej. Tu chodzi jednak o skupienie rozproszonych sił i środków dla ochrony bytu polskiej rodziny, dla umocnienia której warto, jak się wydaje, co najmniej przestudiować i przedyskutować tę zgłoszoną do dalszych przemyśleń propozycję. Próba ta uwzględnia także stan, w jakim znajduje się pomoc społeczna, która przeżywa głębokie trudności z powodu braku odpowiednich do potrzeb środków finansowych. Zdarza się, że powoduje to nawet okresowe wstrzymywanie wypłat i świadczeń bądź też wypłacanie ich w formie zaliczkowej. Oczywiście chodzi tu o świadczenia obowiązkowe.

    Bacznie śledzę nie tylko praktykę udzielania świadczeń socjalnych, ale także zmiany dotyczące tych mających tak wielki rezonans społeczny przepisów. Przykładem może być tu moja reakcja na brak okresu dostosowawczego przy wejściu w życie ustawy z dnia 17 grudnia 2001 r. zmieniającej przepisy o Funduszu Alimentacyjnym, zasiłkach rodzinnych, pielęgnacyjnych i wychowawczych, świadczeniach z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa, o pomocy społecznej i innych.

    Nagła i zasadnicza w swoich rozwiązaniach zmiana przepisów, z którymi obywatele nie mają w praktyce szans się zapoznać, z tej przyczyny godzi bezpośrednio w ich prawa i wolności obywatelskie. Problem ten sygnalizowałem 15 stycznia 2002 r. prezesowi Rady Ministrów. Dostęp do informacji prawnej stanowi jedno z podstawowych praw obywatelskich. Stan, w którym dany akt normatywny formalnie obowiązuje, lecz jego treść nie jest powszechnie dostępna, nie powinien w ogóle mieć miejsca. Możność efektywnego pozyskiwania wiedzy o prawie wpisuje się w treść obywatelskiego prawa do informacji publicznej, zapisanego w art. 61 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej i rozwiniętego w treści ustawy z 6 września 2001 r. Długo czekaliśmy na tę ustawę, która weszła w życie 1 stycznia br., stając się jedną z gwarancji funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego. Także bardzo długo czekaliśmy i czekamy nadal na wydanie koniecznych aktów wykonawczych. Uchwalenie ustawy i obudowanie jej pakietem rozporządzeń, chociaż oczywiście niezbędne, nie gwarantuje sukcesu. Powtarzałem i powtarzam, że obywatele muszą się nauczyć z tej ustawy korzystać, a władze zrozumieć, że dla prawidłowego działania organizacji państwowej dostęp obywatela do informacji publicznej jest konieczny.

    Zważmy zalety tego przedsięwzięcia. Przejrzystość, transparentność rozwiązań systemowych jest ważna przede wszystkim ze względu na to, że ułatwia kontrolę oraz zapobiega nadużyciom władzy. Spojrzenie z zewnątrz mobilizuje nadzór i kontrolę wewnętrzną oraz utrudnia ukrywanie faktów świadczących o nadużyciach w administracji. Przejrzystość przeciwdziała również korupcji urzędników. Wreszcie nieoficjalny udział zainteresowanych obywateli i dziennikarzy w procesach kontroli podnosi skuteczność kwalifikowanych, profesjonalnych sprawdzeń prowadzonych przez organy do nich specjalnie powołane. Ponadto przejrzystość sprzyja poprawie jakości pracy administracji. Urzędnik pracuje lepiej, gdy czuje nad sobą nadzór obywateli.

    Waga tych zagadnień jest przyczyną tego, że w kierowanym przeze mnie urzędzie czuwanie nad wdrażaniem ustawy o dostępie do informacji publicznej wyodrębnia się w oddzielny program porównywalny w swym znaczeniu z wcześniej już relacjonowanymi. W myśl przyjętych założeń z uwagą będę też śledził dalsze prace nad rządowym projektem ustawy o dostępie do informacji gospodarczych. To delikatna materia, cel regulacji jest generalnie słuszny, pozwoli to bowiem, przynajmniej w części, ograniczyć oszustwa i wyłudzenia w przypadkach ubiegania się o kredyt czy zakup ratalny. Będzie służyć ochronie wierzycieli, a pośrednio również całemu systemowi finansowemu państwa. Między tymi obostrzeniami a prawami konsumentów trzeba będzie jednak zachować właściwe proporcje, może bowiem dochodzić tu do nieprawidłowości, jak w przypadkach nielegalnych list dłużników, które pojawiły się w Internecie.

    Realizacja prawa dostępu do informacji publicznej wiąże się z rolą mediów. Muszę w tym miejscu podkreślić tradycyjnie dobrą współpracę rzecznika praw obywatelskich ze środkami masowego przekazu. Daję temu z wielką satysfakcją wyraz w końcowej części wniosków informacji, podsumowując wiele przedsięwzięć, które w 2001 r. zrealizowałem we współdziałaniu ze środowiskiem mediów. Mam więc dobrą okazję do podziękowania dziennikarzom za rzetelne, a nawet niepozbawione pewnej życzliwości przedstawianie działalności rzecznika. Współpraca z mediami stanowi dla mnie istotny kanał informacyjny. Pozyskiwana w tym trybie wiedza w wielu przypadkach jest dla mnie inspiracją do podejmowania nie tylko konkretnych interwencji, ale również działań o charakterze systemowym. Na tle tak generalnie korzystnych doświadczeń zdziwiła mnie zatem powściągliwość mediów, a w szczególności publicznej telewizji, dla której wydarzeniem nie dość ważnym było przynajmniej do odnotowania w głównym wydaniu ˝Wiadomości˝ otwarcia przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej VI Europejskiej Konferencji Ombudsmanów i wygłoszenie z tej okazji przez prezydenta istotnego przesłania. Na ten temat nie było słowa w telewizji publicznej w głównym wydaniu ˝Wiadomości˝. Muszę powtórnie podkreślić, że obecność prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego - i to nie tylko protokolarna - została znakomicie odebrana przez uczestników kongresu, w tym zagranicznych, jako wyraz znaczenia, jakie prezydent nadaje ochronie praw człowieka.

    Ta swoista cisza informacyjna, z której wyłamała się tylko ˝Rzeczpospolita˝, obliguje mnie zatem do skorzystania z dzisiejszej okazji dla przypomnienia, że jednym z trzech głównych tematów kongresu były działania ombudsmana w sytuacjach ekstremalnych. Dyskusja nie ograniczyła się tylko do tak wyjątkowych sytuacji, z jakimi stykamy się np. w Kosowie czy Czeczenii, ale objęła także, angażując myśli i działania ombudsmanów, problemy terroryzmu i konieczności jego zwalczania. Przestępczość zorganizowana, a w szczególności brutalizacja działań przestępców, skłania do istotnego zaostrzenia metod walki. To zaostrzenie polega jednak na znacznym ograniczeniu wolności praw każdego obywatela, na ingerencji w sferę życia prywatnego, nie tylko osób podejrzanych o przestępczą działalność, ale praktycznie każdego.

    Problemem dla ombudsmanów jest wyznaczenie granicy, której w imię ochrony społeczeństwa przed terroryzmem lub zorganizowaną przestępczością przekraczać nie wolno. Są wolności i prawa obywatelskie, a przede wszystkim prawa i wolności człowieka, których - powtórzę - nie wolno ograniczać czy znosić w żadnym wypadku, nawet w stanach wyjątkowych lub wojennych. Wynikają one wprost z przyrodzonej godności człowieka. Do takich praw zaliczyć też trzeba prawo do uczciwego, niezawisłego sądu. Ombudsman musi baczyć, aby pod pretekstem walki z terroryzmem lub zorganizowaną przestępczością władza, nawet z demokratyczną legitymacją, godności ludzkiej i praw podstawowych nie deptała.

    Nawiązanie do przebiegu kongresu wymaga podkreślenia znaczenia wizyty jego uczestników w Oświęcimiu. Wielu z nich po raz pierwszy było w miejscu, gdzie w sposób najbardziej brutalny deptano prawa i godność człowieka. W moim przekonaniu dla każdego ombudsmana wizyta w takim miejscu powinna być obowiązkowa. Po złożeniu hołdu pamięci ofiar uczestnicy kongresu wzięli udział w seminarium w oświęcimskim Instytucie Praw Człowieka. Mogli tam wysłuchać wykładu na temat filozoficznych uwarunkowań praw człowieka. Przedstawiono też uczestnikom kongresu przesłanie zachęcające do działań na rzecz uczynienia z Oświęcimia europejskiego, a być może i światowego centrum dialogu o prawach człowieka. Uważam, że ta idea powinna przede wszystkim być rozpowszechniona w Polsce. Obóz Auschwitz-Birkenau musi pozostać w pamięci ludzkości jako wielka blizna cywilizacji. Oświęcim jest dzisiaj żywym miejscem, w którym mieszkają ludzie z ich radościami i smutkami, planami i marzeniami. Przede wszystkim z myślą o ich, ale nie tylko, powołano fundację Oświęcimskie Centrum Praw Człowieka. Działa już w ramach tej fundacji Instytut Praw Człowieka. W dniach 7 i 8 czerwca br. odbyły się pierwsze Oświęcimskie Dni Praw Człowieka, z wieloma imprezami przeznaczonymi dla miejscowej ludności. Powołano do życia w Oświęcimiu Biuro Porad Obywatelskich. Oświęcim pokazuje, że współdziałanie władzy samorządowej z organizacjami obywatelskimi może dać bardzo wiele i jest, co wielokrotnie powtarzam, konieczne przy budowie społeczeństwa obywatelskiego. A to jest przecież nasz cel podstawowy. Ostatnim akordem kongresu było - to pewna ciekawostka - otwarcie w Towarzystwie Sztuk Pięknych w Krakowie wystawy sztychów Goi pokazujących okropności wojny, ale też rysunków dzieci przedstawiających ich pragnienie pokoju.

    Panie Posłanki! Panowie Posłowie! Jak zawsze w informacji znaczące miejsce znajdują sprawy ochrony zdrowia. Prawa pacjenta pozostają w centrum zainteresowania i pracy rzecznika, ponieważ prawo do ochrony zdrowia jest zagwarantowane konstytucją i przypadki jego naruszania, tak jak innych praw konstytucyjnych, wymagają interwencji rzecznika. To są obowiązki związane ze sprawowaną przeze mnie funkcją. Utworzyłem specjalne stanowisko pełnomocnika rzecznika praw obywatelskich ds. praw pacjentów i osób niepełnosprawnych. Osoba, która je zajmuje, przede wszystkim sprawdza, w jakim stopniu prawa pacjenta są naruszane. W tym celu współpracuje z licznymi organizacjami pozarządowymi. Spraw tego rodzaju jest rzeczywiście dużo i są one różnej natury, poczynając od skarg dotyczących działalności sądów lekarskich, oceniających tzw. błędy w sztuce, a skończywszy na problemach wynikających z obecnego stanu służby zdrowia po reformie całego systemu, takich jak sprawa dostępności lekarzy, zwłaszcza specjalistów, czy problem zaopatrzenia w leki i ich refundacji.

    Szczególnym piętnem na obrazie służby zdrowia odcisnęła się bulwersująca opinię publiczną sprawa powiadamiania, z naruszeniem wszelkich zasad i przepisów, przez część personelu łódzkiego pogotowia ratunkowego zakładów pogrzebowych o zgonach pacjentów, w celu uzyskiwania korzyści majątkowych. W związku z ujawnionymi przez media, wstępnie potwierdzonymi przez organy ścigania przypadkami takich działań o znamionach przestępczych bezzwłocznie wystąpiłem do ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego o poinformowanie o skali problemu, a w szczególności o postępowaniach karnych prowadzonych w sprawach analogicznych do opisanych w prasie oraz o sposobie ich merytorycznego zakończenia, a także ewentualnie o dokonanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości ocenach zasadności rozstrzygnięć organów prokuratury.

    Nadal w opinii publicznej wątpliwości budzi bezstronność sądownictwa lekarskiego w sprawach odpowiedzialności zawodowej. To ważna sprawa. Na jej tle upomniałem się o ustawowe gwarancje jawności postępowania przed sądem lekarskim. W piśmie do sekretarza stanu w Ministerstwie Zdrowia zwróciłem uwagę, że projekt nowelizacji ustawy o izbach lekarskich przekreśla możliwość obecności na rozprawie osób opowiadających się po stronie krzywdzonego. Wątpliwości budzi także wyłączenie jawności uzasadnienia orzeczenia tego sądu ze względu na tajemnicę służbową i zawodową. Wydaje się też pożądane wydłużenie, na przykład do 5 lat, okresu przedawnienia odpowiedzialności zawodowej. Chcę w tym miejscu podkreślić bardzo dobrą współpracę mojego urzędu z organami samorządu lekarskiego.

    Sądzę, że tak ważny dla obywateli standard rzeczywistej realizacji praw pacjenta zależy przede wszystkim od sytuacji budżetowej i od systemu ubezpieczeń. Współczesna ochrona zdrowia jest coraz droższa. To prawda, że jest ona coraz lepiej rozwinięta. Lekarze są w stanie ratować zdrowie i życie w sytuacjach, w których przed kilku jeszcze laty było to wykluczone. To się odbywa olbrzymim kosztem finansowym. I teraz jest problem wyważenia, szczególnie trudny z pozycji zadań rzecznika, w jakim zakresie mamy finansować kosztowne, ale ratujące ludzkie życie i zdrowie procedury lecznicze. To jest podstawowy dylemat. Niestety do dzisiaj nie ma zrealizowanego nakazu z art. 68 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, aby określić koszyk gwarantowanych świadczeń medycznych - takich świadczeń, które na mocy konstytucji są obligatoryjnie gwarantowane każdemu ubezpieczonemu ze środków publicznych. Jako rzecznik praw obywatelskich domagam się zrealizowania tego artykułu konstytucji. Istnieje natomiast problem finansowania tego, co jest ponad to minimum, bowiem w grę zdaje się wchodzić tylko prywatne ubezpieczenie ryzyka chorobowego. Takie rozwiązanie spowoduje więc uzależnienie standardu opieki zdrowotnej od sytuacji finansowej konkretnej osoby. Będzie to trudne do przyjęcia dla znaczącej części obywateli, przeświadczonych o pełnej bezpłatności usług zdrowotnych. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że to przeświadczenie oparte jest na nieuzasadnionych podstawach.

    Z tą świadomością kosztów ochrony zdrowia wiąże się jeszcze jeden trudny problem. Co robić w sytuacji, kiedy człowiek swoim zachowaniem świadomie naraża się na niebezpieczeństwo? Kiedy jest osobą, która na przykład nałogowo pali papierosy? Już teraz sytuacja ta wymusza trudne wybory. Znam jednego z bardzo wybitnych kardiologów, który mówi: nie będę w ogóle przyjmował osób, które palą i nie chcą przestać palić, bo to jest bez sensu. Czy jest sens robić operację za publiczne, ogromne pieniądze, jeżeli z góry wiadomo, że jej rezultat jest bardzo wątpliwy, bo pacjent nie jest w stanie zerwać z nałogiem? Wynika z tego, że podjęcie decyzji w tych sprawach musi być poprzedzone dużą akcją edukacyjną, która uświadamiałaby społeczeństwu, że bezpłatny dostęp do świadczeń lekarskich może być tylko na pewnym poziomie i pod pewnymi warunkami.

    Nie można pominąć kwestii dostępności usług medycznych dla tych grup obywateli, którzy wymagają szczególnej pieczy państwa. Są przecież dla nich w tym zakresie gwarancje konstytucyjne. Starsi, dzieci, kobiety ciężarne, upośledzeni mają być otoczeni szczególną troską, jeżeli chodzi o ochronę ich zdrowia. Z realizacją tego prawa bywa różnie. Na przykład wizytacje zakładów dla upośledzonych dzieci wykazują, że w zakładach tych występują bardzo duże trudności z uzyskaniem pomocy lekarskiej. Obecnie trochę się to poprawia; mniemam, że także w wyniku moich interwencji. Na tym polu jest jeszcze sporo do zrobienia. Bardzo dużo jest kłopotów z zapewnieniem elementarnej pomocy lekarskiej osobom niezameldowanym i bezdomnym.

    Wspomniałem przed chwilą o osobach, które nie mogą się wylegitymować tzw. meldunkiem. Był to w przeszłości - po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego taką mam nadzieję - problem o bardziej ogólnym charakterze, dotyczącym nie tylko sfery spraw zdrowotnych. Do rzecznika praw obywatelskich wpływały liczne skargi wskazujące, że osoby nigdzie niezameldowane mają kłopoty z załatwieniem zarówno najprostszych spraw, jak zarejestrowanie samochodu, uzyskanie paszportu, otwarcie rachunku bankowego, jak i tych, od których zależy ich egzystencja, na przykład przyjęcie do pracy czy uzyskanie mieszkania komunalnego. Negatywne konsekwencje dla obywateli, którzy nie uzyskali meldunku bądź go utracili, występują także w innych dziedzinach o dużej doniosłości społecznej, takich jak zapewnienie prawa do nauki czy pomocy społecznej. Prawa osób bez meldunku były uboższe od praw tych, którzy mają wpis w dowodzie. Z tych względów w ubiegłym roku skierowałem do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o stwierdzenie, że art. 9 ust. 2 ustawy o ewidencji ludności i dowodach osobistych jest sprzeczny z szeregiem przepisów Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, a w szczególności, że narusza on zasady równości wobec prawa, wolności wyboru miejsca zamieszkania i pobytu, demokratycznego państwa prawa oraz obowiązku przestrzegania prawa przez organy władzy i przez obywateli. Miałem bowiem na uwadze, że zaskarżony przepis narusza istotę ewidencji ludności. Ugruntowuje przekonanie, że zameldowanie rodzi prawo do lokalu. A tak nie jest. Błędem ustawodawcy było przyjęcie, że każdy obywatel ma jakieś uprawnienia do mieszkania. Na skutek istnienia zaskarżonego przepisu część lokali pozostaje poza ewidencją, a rezultatem tego jest ułomność obowiązujących norm meldunkowych.

    Trybunał Konstytucyjny uznał rację rzecznika i w wyroku z dnia 27 maja 2002 r. stwierdził, że uzależnienie zameldowania w lokalu na pobyt stały lub czasowy dłuższy niż 2 miesiące od posiadania uprawnień do przebywania w nim jest sprzeczne z konstytucją. Trybunał Konstytucyjny nie podważał prawa państwa do utrzymywania instytucji meldunku.

    Do przykładu tego sięgnąłem nie bez przyczyny. Rzecznicy praw obywatelskich od 1996 r. toczyli boje z kolejnymi ministrami spraw wewnętrznych i administracji w sprawach związanych z przepisami meldunkowymi. Interwencje i sygnalizacje spotykały się zwykle z przychylnością resortu. Jednak po wymianie pism następowała cisza i wszystko kończyło się na obietnicach. Fikcyjność meldunków trwała, będąc źródłem życiowych kłopotów dla tysięcy osób, a wadliwie stosując przepisy o ewidencji ludności, gwałcono przy okazji prawa obywatelskie. Trzeba było aż wyroku Trybunału Konstytucyjnego, aby przerwać ciąg tych nieprawidłowości.

    Na marginesie, nie był to oczywiście jedyny wniosek, który w 2001 r. skierowałem do Trybunału Konstytucyjnego w celu kontroli konstytucyjności przepisów. Wniosków takich było 21, czyli dwukrotnie więcej niż w roku 2000. Dotyczyły one bardzo zróżnicowanej problematyki, podobnie jak większość wystąpień legislacyjnych o charakterze generalnym, adresowanych do różnych organów władzy publicznej. Dlatego do oceny procesu prawotwórczego i jego wyników nawiążę dopiero w podsumowaniu tego dzisiejszego wystąpienia.

    W tym miejscu chcę jednak po raz kolejny podkreślić, że działalność Trybunału Konstytucyjnego była zawsze bardzo ściśle związana z urzędem rzecznika praw obywatelskich. To od niego pochodziło najwięcej wniosków o zbadanie zgodności aktów normatywnych z aktami wyższego rzędu, w szczególności z konstytucją. Rzecznik kierował najczęściej wnioski o ustalenie powszechnie obowiązującej wykładni ustaw, do czasu gdy nieszczęśliwie konstytucja z 1997 r. pozbawiła Trybunał tej kompetencji.

    Obecnie, jak już wspomniałem, liczba złożonych przeze mnie wniosków uległa podwojeniu. Jeden z nich odnosił się bezpośrednio do zagadnień parlamentarnych (immunitetu parlamentarnego) i, jak wiadomo, zmaterializował się wyrokiem z 28 listopada 2001 r., w którym Trybunał Konstytucyjny wyeliminował z porządku prawnego art. 8 ust. 1 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, uznając, że przepis ten jest niezgodny z art. 32 ust. 1 i art. 105 ust. 3 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.

    Przełomowe znaczenie miał też wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 4 grudnia 2001 r., stwierdzający, że art. 418 Kodeksu cywilnego przestaje istnieć, bo jest niezgodny z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej. Wyrok ten pozwala na całkowitą zmianę podejścia do odpowiedzialności państwa za szkody wyrządzone przez jego funkcjonariuszy. Trybunał uznał, że do przyjęcia takiej odpowiedzialności nie jest niezbędne stwierdzenie winy funkcjonariusza za wyrządzoną szkodę. Filozofia tego rozumowania wynika wprost z art. 77 ust. 1 konstytucji, który gwarantuje, że ˝każdy ma prawo do wynagrodzenia szkody, jaka została mu wyrządzona przez niezgodne z prawem działanie władzy publicznej˝.

    Trybunał Konstytucyjny rozpatrzy także mój wniosek kwestionujący zgodność z konstytucją art. 160 § 1 Kodeksu postępowania administracyjnego oraz art. 260 Ordynacji podatkowej w zakresie, w jakim ograniczają one wyłącznie do rzeczywistej szkody odszkodowanie za niezgodne z prawem działanie władz. Nie dopatrzył się natomiast Trybunał Konstytucyjny naruszenia konstytucji w tym, że w odniesieniu aż do 18 różnych grup zawodowych został w ustawach zawarty zakaz przynależności do partii politycznych (wyrok z dnia 10 kwietnia 2002 r.).

    Wysoki Sejmie! Nie siląc się na wartościowanie wagi poszczególnych zagadnień, wymaga uwypuklenia problem bardzo licznych skarg w sprawach mieszkaniowych. Nie trzeba uzasadniać, czym jest prawo do mieszkania, zwłaszcza w Polsce, gdzie nadal istnieje głód mieszkań, a wiele osób z utęsknieniem oczekuje na uzyskanie samodzielnego lokalu. Sytuacja ta jest dodatkowo skomplikowana nieuregulowanym stanem prawnym wielu nieruchomości, konfliktami między właścicielami budynków, którzy niejednokrotnie po wielu latach starań odzyskali prawo władania nimi, a lokatorami, nierzetelnością niektórych firm budujących mieszkania, wreszcie niespójnymi, budzącymi liczne wątpliwości interpretacyjne przepisami ulegającymi w dodatku częstym zmianom.

    W zawartych w informacji wnioskach wskazuję, że w dalszym ciągu wiele spraw kierowanych do rzecznika dotyczy problematyki eksmisji, podwyższania czynszów najmu lokali mieszkalnych, ochrony praw właścicielskich. Nie istnieje system prawny sprzyjający rozwojowi budownictwa socjalnego oraz przeciwdziałający bezdomności. Zwraca uwagę przewlekłość postępowania w sprawach nacjonalizacyjnych.

    W 2001 r. weszła w życie ustawa o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy oraz o zmianie Kodeksu cywilnego. Na tle przepisów tej ustawy po raz kolejny szczególnego znaczenia nabrał problem zachowania przez ustawodawcę równowagi pomiędzy ochroną praw lokatorów oraz ochroną praw właścicieli. Do rzecznika praw obywatelskich wpływały zatem skargi zarówno od właścicieli budynków i lokali mieszkalnych, jak i od najemców takich budynków i lokali. Rzecznik podejmował działania na rzecz ochrony praw jednej i drugiej grupy obywateli.

    W części spraw, co było czasem przedmiotem krytyki ze strony lobby lokatorskiego, podzieliłem niektóre z zarzutów podnoszonych przez właścicieli. W wystąpieniu do prezesa Urzędu Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast z 14 sierpnia 2001 r. wskazałem, że przepisy ustawy o ochronie lokatorów w istotny sposób ograniczyły swobodę zawierania umów najmu, gdyż przewidują, że umowa o odpłatne korzystanie z lokalu (z wyjątkiem lokalu socjalnego) może być zawarta na czas oznaczony nie krótszy niż 3 lata. Taka ingerencja ustawodawcy w treść umów osłabia pozycję prawną właścicieli lokali, tworząc stan nierówności stron umowy, a ponadto prowadzi do obchodzenia prawa. Wpływające do rzecznika skargi wskazują, iż wspomniane ograniczenia stanowią istotny hamulec rozwoju rynku mieszkaniowego w Polsce, a zwłaszcza tego jego segmentu, który dotyczy wynajmowania lokali za zapłatą wolnych stawek czynszu. Aktualnie na rozpatrzenie przez Trybunał Konstytucyjny oczekuje wniosek rzecznika kwestionujący mechanizmy podwyższania czynszu przyjęte w ustawie o ochronie praw lokatorów. Tym samym wnioskiem z 11 grudnia 2001 r. zakwestionowałem, że przedmiotowa ustawa nie do końca rozwiązała problem osób eksmitowanych bez prawa do lokalu socjalnego przed dniem jej wejścia w życie, tj. 10 lipca 2001 r. Postawiłem zarzut, iż przepis przejściowy omawianej ustawy w zakresie, w jakim on wyłącza uprawnienie do lokalu socjalnego (między innymi kobiet w ciąży, bezrobotnych, niepełnosprawnych), jest niezgodny z zasadą równości i sprawiedliwości społecznej.

    Rzecznik podjął także bardzo istotny z punktu widzenia obrony praw obywateli problem braku zewnętrznej kontroli działań gmin w zakresie wyłaniania kandydatów do zawarcia umowy najmu lokalu mieszkalnego. Zdaniem rzecznika sytuacja, w której nie istnieją mechanizmy takiej kontroli w zakresie rozdziału dóbr rzadkich, a takimi w warunkach polskich są mieszkania, musi budzić niepokój. Może się bowiem okazać, że te dobra nie są wcale dostarczane najbardziej potrzebującym.

    Kwestia zakresu ochrony prawa własności była także przedmiotem wniosku rzecznika do Trybunału Konstytucyjnego dotyczącego art. 3 ustawy o zmianie ustawy o zasadach przekazywania zakładowych budynków mieszkalnych przez przedsiębiorstwa państwowe, nakładającego na właścicieli tych lokali nabytych przed dniem wejścia w życie ustawy na wniosek lokatora obowiązek przeniesienia na rzecz tego lokatora własności mieszkania w cenie nabycia, z uwzględnieniem jedynie wartości zwiększonej o poniesione nakłady. Trybunał Konstytucyjny w wyroku z dnia 30 października 2001 r. stwierdził, że zakwestionowany przepis narusza konstytucyjne zasady ochrony prawa własności.

    W 2001 r. weszła również w życie ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych i do rzecznika wpłynęły bardzo liczne skargi od członków spółdzielni kwestionujących poszczególne rozwiązania zawarte w tej ustawie. Rzecznik podzielił część zarzutów stawianych przez skarżących i zwrócił się w tej sprawie ze stosownym wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego, który połączył jego rozpoznanie z tematycznie zbliżonym wnioskiem grupy posłów. Trybunał w wyroku z 29 maja 2001 r. stwierdził, iż tylko niektóre zakwestionowane przepisy są niezgodne z konstytucją. W szczególności Trybunał uznał, iż do naruszenia konstytucyjnych gwarancji ochrony praw własności doszło poprzez przyznanie roszczenia o nabycie pracowni tym ich najemcom, którzy nie ponieśli kosztów budowy tych pomieszczeń bądź też ponieśli je jedynie w ograniczonym rozmiarze.

    Trybunał Konstytucyjny rozstrzygnął również wniosek rzecznika dotyczący własnościowego prawa do lokalu. W wyroku z dnia 29 czerwca 2001 r. Trybunał zgodził się z zarzutami rzecznika, iż regulacja, według której spółdzielcze prawo do lokalu może należeć tylko do jednej osoby albo do małżonków, narusza zasadę równości wobec prawa oraz zasadę ochrony praw majątkowych. Trybunał uznał także za niekonstytucyjny przepis prawa spółdzielczego nakładający na rozwiedzionych małżonków obowiązek dokonywania tzw. czynności zachowawczych pod rygorem wygaśnięcia przysługującego im prawa majątkowego. Trybunał stwierdził również, że zakwestionowane przepisy Prawa spółdzielczego, zgodnie z którymi wynajmowanie lub oddawanie w bezpłatne używanie części lub całości lokalu mieszkalnego wymaga zgody spółdzielni, są niezgodne z konstytucyjną zasadą równej ochrony praw majątkowych.

    Tematyczne powiązania ze sferą spraw mieszkaniowych wykazuje problematyka Prawa budowlanego. Jednym z najbardziej znanych przepisów w tej dziedzinie stał się art. 48 Prawa budowlanego, który został poddany kontroli konstytucyjnej w marcu bieżącego roku. Przypomnę, że norma ta dotyczy tzw. samowoli budowlanej, której konsekwencją jest nakaz bezwzględnej rozbiórki wzniesionego niezgodnie z prawem obiektu. Przepis ten ma kontrowersyjny charakter i jest od lat kwestionowany, zdarza się bowiem, że jest interpretowany rozszerzająco i zawiera sankcje często nieadekwatne do winy tych, którzy w zróżnicowanym zakresie naruszyli porządek prawny. W tym duchu wypowiadał się mój przedstawiciel na rozprawie przed Trybunałem Konstytucyjnym, który w pełnym składzie rozpatrzył sprawę rozbudowy hotelu w Białymstoku. Jej rozstrzygnięcie ma istotne znaczenie dla innych sporów, w tym dla sprawy mieszkańców jednego z nowych osiedli we Wrocławiu. Trybunał Konstytucyjny uznał, iż zaskarżony przepis nie jest niezgodny z konstytucją mimo swego skrajnego rygoryzmu. Liczyć się jednak można z nowelizacją obowiązującego unormowania, która pozwoli na bardziej elastyczne, w interesie społecznym, stosowanie prawa w przypadkach samowoli budowlanej. Przygotowywana nowelizacja Prawa budowlanego ma także ograniczyć obowiązek sporządzania planów bezpieczeństwa i ochrony na budowach. Będą one konieczne na większych budowach oraz na tych, na których występują zagrożenia - tak poinformował mnie minister infrastruktury. Sygnalizowałem bowiem, że inwestorzy i kierownicy budów nie są w stanie spełnić wymagań określonych w zmienionych 13 lutego 2002 r. przepisach Prawa budowlanego.

    W kontekście tej tematyki zmuszony jestem poruszyć jeszcze jeden problem. Niedawno wystąpiłem do głównego inspektora nadzoru budowlanego o podjęcie działań, aby skargi nie czekały wiele miesięcy na odpowiedź i nie wędrowały w dół do urzędów, których dotyczą zarzuty. Problem właściwej reakcji urzędów na skargi istniał od zawsze i nie dotyczy tylko wspomnianego urzędu. Ostatnio jednak sytuacja zdecydowanie się pogorszyła. Skarg w sprawach budowlanych jest coraz więcej, w zeszłym roku było ich ok. 400, w ciągu pierwszych 3 miesięcy tego roku nadeszło ich już 80. Przyczyniają się do tego: nadmierna rotacja urzędników, wady Prawa budowlanego, dualizm organów administracji w sprawach budownictwa i brak współpracy między nimi. Uogólniając ten problem - bowiem, jak podkreśliłem, jest on charakterystyczny także dla kontaktów z innymi instytucjami - zauważyć należy, iż oczekujemy od nich działań wyjaśniających, informacji, czy ich zdaniem zarzuty są zasadne i jakie podjęto kroki. Tymczasem skargi przekazuje się nierzadko dalej, do tych, których bezpośrednio zarzuty dotyczą. Urzędy nieraz milczą przez wiele miesięcy, a kiedy wreszcie nadejdzie odpowiedź, często nie zawiera informacji, o którą chodzi. Nie twierdzę, że jest to zjawisko powszechne, ale odsetek wadliwych działań stanowi dodatkowe utrudnienie, gdyż jeśli nie ma decyzji, nie można wnieść odwołania ani skargi do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Obywatele oczekujący zbadania ich sprawy piszą więc ponownie.

    Taki właśnie charakter posiadają sprawy dotyczące mienia zabużańskiego. Prasa alarmuje, że ok. 90 tys. zabużan i ich spadkobierców ma zaświadczenia lub decyzje potwierdzające prawo do rekompensaty za majątki pozostawione za obecnymi granicami Rzeczypospolitej, lecz są to praktycznie czeki bez pokrycia. W istocie bowiem ekwiwalentem za to mienie mogą być teraz tylko nieruchomości stanowiące własność skarbu państwa, znajdujące się w gestii starosty, a nie gminy. A takich praktycznie nie ma. Co prawda w zmienionym 21 sierpnia 2001 r. rozporządzeniu Rady Ministrów w sprawie sposobu zaliczania wartości nieruchomości pozostawionych za granicą na pokrycie ceny sprzedaży nieruchomości znalazła się również norma, że obok starostów powiatowych także inne podmioty z mocy odrębnych przepisów dysponujące nieruchomościami publicznymi mają być uprawnione do rozporządzania mieniem nieruchomym skarbu państwa i zapewnić bardziej efektywną realizację ekwiwalentów za mienie zabużańskie, w praktyce tak się nie stało, gdyż - jak wynika z analizy przeprowadzonej w biurze rzecznika praw obywatelskich, potwierdzonej przez podmioty dysponujące mieniem publicznym - aby zamysł autorów nowelizacji rozporządzenia mógł się ziścić, konieczne są zmiany w przepisach ustawowych. Bez nich ani Agencja Mienia Wojskowego, ani Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa nie mogą zbywać nieruchomości w zamian za ekwiwalent.

    Sprawa ta ma także bardziej ogólne znaczenie, postrzegana jest w kategoriach zaufania do państwa. Jest ona bowiem przykładem nierzetelnego postępowania państwa wobec obywateli i fikcyjnego prawa niepozwalającego na skuteczne dochodzenie wynikających z ustawy roszczeń. Dlatego też w sprawie zabużan skierowałem wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, kwestionując zgodność z konstytucją tych przepisów, które uniemożliwiają zaspokojenie uzasadnionych roszczeń.

    Nadal znacząca liczba spraw dotyczy obszaru prawa gospodarczego, zagadnień danin publicznych i ochrony praw konsumenta. Przedstawiając z konieczności jedynie syntezę moich działań w tych dziedzinach, chcę podkreślić utrzymujące się skomplikowanie prawa podatkowego i niejednolitą jego wykładnię dokonywaną przez urzędy skarbowe, co utrudnia osobom zainteresowanym prawidłowe wykonywanie ich obowiązków wobec skarbu państwa. Wnioski te korespondują ze stanowiskiem zajętym przez Trybunał Konstytucyjny w postanowieniu z dnia 14 marca 2002 r., eksponującym, że odpowiedź udzielana przez odpowiedni organ podatkowy w trybie przewidzianym w Ordynacji podatkowej na pytanie prawne zadane przez podatnika ma być wyczerpująca i konkretna. Obywatel ma bowiem prawo oczekiwać, że da mu ona poczucie pewności, jak w jego indywidualnej sprawie są i będą rozumiane i stosowane przepisy podatkowe.

    W zakresie problematyki celnej występowała zmienność kierunków decyzji organów celnych, istotnie wpływająca na sytuację całych grup społecznych. Postępowanie takie skutkowało protestami osób dotkniętych nowymi, niekorzystnymi z ich punktu widzenia rozstrzygnięciami oraz zróżnicowanymi relacjami w mediach. Przykładem mogą być sprawy importu odzieży używanej oraz sprowadzania z zagranicy części służących do montowania samochodów, tzw. składaków, a także zaostrzenia przepisów wobec tzw. mrówek granicznych. Nie jest należycie wykonywany obowiązek chronienia konsumentów w sytuacji, w której cywilnoprawna ochrona z tytułu gwarancji, rękojmi lub odpowiedzialności za produkt okazuje się nieskuteczna. Bezkarnie działają różni nierzetelni przedsiębiorcy, którzy wypracowanymi metodami doprowadzają licznych, często niezamożnych obywateli do niekorzystnego rozporządzenia ich mieniem. Dotyczy to w szczególności firm udzielających pożyczek lub sprzedających samochody w tzw. systemie argentyńskim, które nakłaniają klientów do podpisania umowy bez zapoznania się z jej warunkami, fałszywie informując o warunkach transakcji, a nadto pobierają różnego rodzaju opłaty wstępne, manipulacyjne. Poszkodowanych taką działalnością jest bardzo wielu, dlatego też na uwagę zasługuje inicjatywa podjęta przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów w celu opracowania ustawy o konsorcjach konsumenckich, która miałaby ukrócić nieuczciwe praktyki handlowe.

    Nadal występowały liczne skargi związane z prywatyzacją zakładów, w tym roszczenia byłych pracowników chcących uzyskać akcje na zasadach preferencyjnych. Powtarzającą się z roku na rok niezałatwioną sprawą jest niepodjęcie obsługi przedwojennych papierów wartościowych i depozytów. W tej sprawie 5 kwietnia 2001 r. skierowałem wystąpienie do przewodniczącego sejmowej Komisji Skarbu Państwa, Uwłaszczenia i Prywatyzacji oraz w dniu 11 lipca 2001 r. wystąpienie do prezydenta Rzeczypospolitej, podkreślając m.in., że zobowiązania z tytułu posiadanych obligacji winny być traktowane na równi z problemami znacjonalizowanego mienia. Krytykę budziły nowe, nie zawsze dostatecznie przemyślane wymogi koncesyjne, którym część osób prowadzących działalność gospodarczą nie była w stanie sprostać. Mnożyły się skargi na banki, które coraz częściej, w coraz szerszym zakresie i coraz większej wysokości pobierają różnego rodzaju marże i opłaty przy prowadzeniu rachunku bankowego, nawet za nadesłanie salda. Skarżono się na operatorów sieci telekomunikacyjnych, że nieprawidłowo naliczają opłaty za rozmowy. Pragnę podkreślić nie tylko życiowe dla obywateli znaczenie tych spraw, wymienionych przykładowo w blokach tematycznych, ale także ich częstą zawiłość prawną i ponadprzeciętne skomplikowanie. Ich sfinalizowanie wymaga niejednokrotnie dochodzenia roszczeń na drodze sądowej. Spory kończą się w wielu przypadkach wyrokami Sądu Najwyższego oraz wyrokami Trybunału Konstytucyjnego, m.in. na skutek wnoszonych przez rzecznika kasacji i wniosków.

    Nawiązanie do sądowego trybu rozstrzygania spraw raz jeszcze obliguje mnie do zwrócenia uwagi Wysokiej Izby na potrzebę zapewnienia obywatelom gwarancji prawa do sądu, do rozpoznania sprawy w rozsądnym terminie, przez bezstronny i niezawisły sąd, w możliwie prostym, czytelnym postępowaniu. Nie zawsze jednak odpowiada ono takiej charakterystyce. Wystarczy tu przytoczyć przykład wątpliwego w skutkach usprawnienia, w postaci wprowadzenia formularzy sądowych składanych w postępowaniu cywilnym. Zaczęto je stosować w sądach 1 października 2000 r. Od tego czasu, chcąc czy nie chcąc, tysiące ludzi zmuszonych było je wypełniać w postępowaniu noszącym - jak na ironię - nazwę uproszczonego. Tymczasem skomplikowanie druku o 7-stronicowej objętości powodowało, że klienci sądów, a także adwokaci, radcowie prawni i sędziowie zgodnie twierdzili, iż formularze są nieużyteczne, a nawet absurdalne.

    Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 12 marca 2002 r. przerwał te syzyfowe zmagania stron ze źle opracowanymi drukami. Trybunał uznał, że kontrowersyjny przepis z art. 1301 Kodeksu postępowania cywilnego, który nakazuje sądom odrzucanie pism procesowych - w tym sprzeciwów od wyroku - tylko dlatego, że nie zostały one wniesione na urzędowym formularzu lub źle je wypełniono, jest niezgodny z konstytucją, ponieważ pozbawia obywateli prawa do sądu. Utrata mocy obowiązującej rozporządzenia ministra sprawiedliwości w sprawie wzorów druków została określona na 30 czerwca 2002 r. Zainteresowani twierdzą, że nowe formularze będą lepsze.

    Wysoka Izbo! Nie inaczej, niż w ubiegłych latach, znacząca część informacji odnosi się do problematyki bezpieczeństwa obywateli, ochrony ofiar przestępstw, zagadnień prawa karnego materialnego i procedury karnej, sytuacji panującej w aresztach śledczych oraz zakładach karnych. Stan bezpieczeństwa obywateli uznać należy za niewystarczający, pomimo działań podejmowanych przez publiczne władze dla jego poprawy. Niewątpliwe osiągnięcia organów ścigania w wykrywaniu wielu przestępstw i ustalaniu ich sprawców nie mogą przysłonić aktów terroru kryminalnego ze strony zorganizowanych grup przestępczych, a także eskalacji agresywnych ekscesów i przestępstw w miejscach publicznych: bankach, środkach komunikacji itp. W newralgicznym - z punktu widzenia ochrony praw obywateli - obszarze prawa karnego obok konieczności likwidacji przewlekłości postępowań istnieje, co piszę we wnioskach informacji, pilna potrzeba wzmocnienia pozycji osób pokrzywdzonych oraz ich rodzin, zwłaszcza pod kątem restytucji szkód od sprawcy, a gdy to niemożliwe, ich kompensacji od państwa.

    Doskonalenia wymaga mediacja, jako skuteczna forma łagodzenia konfliktów między pokrzywdzonym, a sprawcą przestępstwa, która może ograniczyć obciążenie sądownictwa. Należy również kontynuować prace legislacyjne w celu dostosowania istniejących instytucji i rozwiązań prawa karnego do wymogów określonych w ratyfikowanych przez Polskę aktach normatywnych oraz do zaleceń Komitetu Praw Człowieka sformułowanych pod adresem rządu Rzeczypospolitej Polskiej.

    Przedmiotem szczególnej uwagi społeczeństwa oraz mediów, nie mówiąc już o środowisku prawniczym, jest aktualny temat zaostrzenia sankcji w prawie karnym. Wielokrotnie wypowiadałem się w tej sprawie i, nie ukrywam, często byłem opacznie rozumiany. Nie od dzisiaj uważam, że nie poprzez surowość przepisów Kodeksu karnego będzie można zmniejszyć przestępczość, lecz że będzie się tu liczyć przede wszystkim skuteczność, nieuchronność ścigania, nieuchronność odpowiedzialności karnej. Jeżeli nawet zbudujemy więcej więzień, będziemy w nich zamykać więcej ludzi i na dłuższy okres, ale nie będą oni mieli tam pracy, nie będziemy mogli oddziaływać na nich wychowawczo, to wtedy więcej osób będzie przechodziło proces demoralizacji. Interesujące jest, na ile taka polityka karna zwiększyłaby zjawisko recydywy. Może warto zbadać efekty obłędnej polityki karnej lat 80.

    Wysokie przeludnienie aresztów śledczych i zakładów karnych wpływa w istotny sposób zarówno na pogorszenie się warunków zdrowotnych, sanitarnych, bytowych w czasie pozbawienia wolności, jak i na panujące wśród osądzonych nastroje. Jednocześnie znacznemu ograniczeniu uległy możliwości prowadzenia przez służbę więzienną resocjalizacyjnego oddziaływania na skazanych. W dotychczasowej praktyce wykonywania kary ograniczenia wolności oraz przy zamianie nieściągalnej grzywny na pracę społecznie użyteczną największe problemy realizacyjne sprawia znalezienie skazanemu właściwie zorganizowanego zatrudnienia. Nasila się problem wzrastającej liczby odroczeń wykonania kar pozbawienia wolności, co powoduje, że w społeczeństwie narasta przekonanie o bezkarności licznej grupy sprawców przestępstw, których wina już została dowiedziona przed sądem.

    Chcę w tym miejscu ponownie podkreślić, że skuteczna walka z drobną i średnią przestępczością wymaga rozbudowania systemu probacyjnego, stosowania kar surowych, ale nie łączących się z pozbawieniem wolności, pracy resocjalizacyjnej nad przestępcami pozostającymi na wolności. Nie dotyczy to oczywiście sprawców przestępstw niebezpiecznych, sprawców zdemoralizowanych, w szczególności działających w zorganizowanych grupach. Tych trzeba izolować i należy to robić konsekwentnie. Twierdzę, że w więzieniach umieszczeni są w dużej mierze niewłaściwi sprawcy.

    Panie Posłanki! Panowie Posłowie! Przestrzeganie praw człowieka w wojsku kojarzy się najczęściej z tzw. ˝falą˝, którą potocznie określa się wynaturzone praktyki i zachowania młodych ludzi w mundurach wobec żołnierzy o krótszym stażu służby wojskowej, uderzające w ludzką godność, a niejednokrotnie noszące znamiona działań przestępczych. Skargi dotyczące tego niepokojącego, od lat piętnowanego w informacjach zjawiska również w ubiegłym roku były przedmiotem moich badań i interwencji. Wojsko ma jednak obecnie wiele innych problemów, o których mówi się znacznie rzadziej, chociaż wymagają szybkiej reakcji władz. Minister obrony narodowej jest bardzo częstym adresatem moich wystąpień.

    W kwietniu br. złożyłem wizytę w dowództwie 2. Korpusu Zmechanizowanego i w 16. Batalionie Powietrzno-Desantowym. Wizyta w krakowskich jednostkach była okazją do osobistej rozmowy z kadrą, do poznania warunków szkolenia, zakwaterowania żołnierzy oraz problemów, które ich nurtują. Wśród poruszanych zagadnień dominowały sprawy związane z trwającą restrukturyzacją i redukcją sił zbrojnych, dzielone razem z uogólnionymi obawami o obecny kształt i kondycję polskiej armii oraz o osobistą i rodzinną sytuację samych żołnierzy, uzasadnianą z reguły niepewnością co do ich dalszych szans na pozostanie w służbie zawodowej. W rozmowach podnoszono deprecjację finansową rodziny wojskowej. Dla wielu osób zaskakująca może być informacja, że w odwiedzanym przeze mnie korpusie aż 30% kadry żyje na poziomie minimum socjalnego, tzn. z zarobkami do 500 zł na osobę w rodzinie. Na pierwsze mieszkanie oczekuje ponad 2 tys. żołnierzy, w samym Krakowie - ponad 800 osób. Prawie 1800 żołnierzy zawodowych mieszka w internatach o bardzo niskim standardzie. Na mieszkanie czeka się ok. 15 lat. Trzeba pamiętać, że w większości dotyczy to młodych ludzi, posiadających rodziny, często zmuszonych do przebywania poza domem, do prowadzenia dwóch gospodarstw. O tej grupie zawodowej jak gdyby zapomniano, a trzeba jej szybko pomóc. Konieczne jest opracowanie programu budowy mieszkań dla kadry wojskowej. Wojskowa Agencja Mieszkaniowa, która ma zapewnić żołnierzom zawodowym odpowiednie warunki zakwaterowania, nie wykonuje tego zadania. Na marginesie dodam, że jakość prawa, którym posługuje się ta agencja, pozostawia wiele do życzenia, jest przedmiotem wielu moich interwencji, nie wyłączając wniosków kierowanych do Trybunału Konstytucyjnego.

    W czasie spotkania oficerowie zwracali uwagę na niewłaściwe traktowanie żołnierzy, którzy ze względu na restrukturyzację armii muszą albo przejść na niższe stanowisko, albo odejść do cywila. Przedstawiono mi sprawę 17 oficerów, do których przyjechał z Warszawy oficer nie najwyższy rangą i miał dla każdego 3 minuty. Oficer ten proponował im stanowisko wiążące się z koniecznością przeniesienia się do innego garnizonu. Zainteresowana osoba miała natychmiast udzielić odpowiedzi, czy propozycję przyjmuje. Alternatywnym rozwiązaniem było przejście do cywila. Okazało się zresztą, że proponowane stanowiska były już dawno obsadzone. Trudno się dziwić oburzeniu oficerów, którzy po wieloletniej ofiarnej służbie zostali potraktowani w taki sposób.

    Restrukturyzacja wojska, polegająca na znacznym zmniejszeniu jego stanu etatowego, każe zwalniać do rezerwy również osoby, które nie osiągnęły wieku uprawniającego do pełnej emerytury. Zwalniane są na ogół osoby w sile wieku, ale praktycznie z małą szansą na znalezienie pracy. Zbyt mało zrobiono dotychczas, aby przedstawić im sensowną ofertę, która umożliwiłaby dalsze aktywne życie oraz uzyskanie zatrudnienia, umożliwiającego godny byt ich rodzinom, w których często są jeszcze dzieci uczące się.

    Proponowałem kiedyś, aby byłych żołnierzy zawodowych, po odpowiednim przeszkoleniu, zatrudniać jako kuratorów zawodowych. Żołnierze ci mają bogate doświadczenie z pracy z młodzieżą, często bardzo trudną, i to doświadczenie mogliby z wielką korzyścią dla społeczeństwa spożytkować po zakończeniu czynnej służby. Dawałoby to szansę na zbudowanie dobrze rozwiniętej służby probacyjnej i prowadzenie programów postępowania ze sprawcami przestępstw pozostającymi na wolności. Każdy zajmujący się problemem walki z przestępczością wie, że praca kuratora ze sprawcą drobnego lub o średnim kalibrze przestępstwa, który pozostaje na wolności, daje znacznie lepsze efekty resocjalizacyjne niż izolacja za kratami. Jest poza tym kilkakrotnie tańsza. Niestety dotychczas nie zrobiono nic, aby ten pomysł wprowadzić w życie. Nie słyszałem także argumentów przemawiających przeciwko niemu.

    Stworzenie miejsc pracy dla wojskowych emerytów wymaga szybkiego załatwienia, ale nie wyczerpuje katalogu problemów wojska.Występują poważne problemy w zakresie opieki zdrowotnej. Wymaga też rozstrzygnięcia, jak zostanie ona zorganizowana po likwidacji kas chorych, w tym kasy branżowej. Środowisko wojskowe z niepokojem obserwuje zapowiedzi zmian w systemie emerytalnym. Stałego zainteresowania wymagają warunki służby poza granicami kraju. Odnosi się to też do policjantów skierowanych do wykonywania zadań za granicą.

    Jak zawsze, przedstawiam też w informacji obserwacje odnoszone do sytuacji osób repatriowanych, mniejszości narodowych, a także cudzoziemców. Zmiany w ustawie o repatriacji spotykają się z krytycznymi ocenami. Dotyczy to zwłaszcza przepisu art. 9 ust. 1 ustawy, ograniczającego zakres podmiotowy uprawnień wynikających z ustawy oraz sposobu rozwiązania kwestii uznania za repatrianta osób polskiej narodowości lub pochodzenia, które w okresie przed dniem wejścia w życie ustawy przybyły do Polski z zamiarem osiedlenia się na zaproszenie organów administracji samorządowej, organizacji pozarządowych lub osób prywatnych. Części z tych osób nadano obywatelstwo polskie w normalnym trybie przewidzianym dla cudzoziemców, część uzyskała prawo do osiedlenia się ( pobytu stałego), zaś wybór w tym względzie był najczęściej dziełem przypadku. Także z krytycznym przyjęciem spotkało się unormowanie dotyczące statusu cudzoziemskich współmałżonków osób polskiej narodowości lub pochodzenia, przybyłych do Polski wraz z rodzinami w ramach repatriacji. Cudzoziemskiemu małżonkowi repatrianta udziela się zezwolenia na zamieszkanie na czas oznaczony. Najbardziej dokuczliwymi konsekwencjami tego rozwiązania jest konieczność uzyskania w skomplikowanej procedurze zezwolenia na podjęcie pracy, a także brak możliwości zaliczenia okresu zatrudnienia do celów emerytalno-rentowych, o ile umowy dwustronne z krajami pochodzenia nie stanowią inaczej. Dostrzec też należy istotną rozbieżność między oczekiwaniami Polaków z terenów byłego Związku Radzieckiego, rozbudzonymi wskutek bardzo pozytywnego nastawienia opinii publicznej oraz organizacji społecznych w Polsce wobec ich repatriacji do kraju, a prawnymi i ekonomicznymi możliwościami spełnienia tych oczekiwań.

    Nie stwierdziłem, by organy administracji państwowej i samorządowej dopuszczały się celowej dyskryminacji mniejszości narodowych i etnicznych. Obserwacja ta w pełni koresponduje z ocenami z lat ubiegłych. Jednakże sytuacja niektórych grup mniejszości jest ciężka. W najgorszej znajdują się Romowie, co sygnalizowałem już wielokrotnie. Bez systemowych, długofalowych rozwiązań i wyłożenia odpowiednich środków grozi im zapaść cywilizacyjna. Obecny system edukacji nie daje szans wielu dzieciom romskim na ukończenie szkoły. Nie ma nauczycieli, którzy znaliby język romski, co jest warunkiem skutecznego nauczenia małych Romów, zarówno języka polskiego, jak i ojczystego. Uważałem i nadal uważam, że tworzenie specjalnych klas romskich może być jedynie rozwiązaniem tymczasowym. Nie likwidują one bowiem przyczyn niepowodzeń szkolnych Romów i nie torują im drogi do szkolnictwa powszechnego.

    W sprawach oświatowych interweniowałem też na rzecz dwóch innych mniejszości. Zagrożona była bowiem egzystencja ponadregionalnego Zespołu Szkół z Ukraińskim Językiem Wykładowym w Górowie Iławieckim (warmińsko-mazurskie), a także podobnego zespołu w Białym Borze (zachodniopomorskie). Zaproponowałem, by opiekę nad tymi szkołami przejęły samorządy wojewódzkie. Z kolei z braku funduszy w gimnazjum w Sejnach zmniejszono zakres nauczania języka litewskiego i w języku litewskim. W proteście część uczniów nie podjęła nauki w Sejnach, lecz w Puńsku, gdzie Litwini są w większości. Po mojej interwencji konflikt został rozwiązany.

    Jeszcze jedna refleksja. W marcu br. z grupą współpracowników przez trzy dni przebywałem na Podlasiu. Jadąc na Podlasie zdawałem sobie sprawę ze złożoności występujących tam problemów narodowościowych. W żadnym innym bowiem województwie nie ma takiej jak tam mozaiki narodowościowej. Ku mojemu zaskoczeniu żaden z naszych początkowych rozmówców nie podniósł tych zagadnień. Sprawy te wypłynęły dopiero w czasie spotkań z organizacjami mniejszości narodowych. Charakterystyczne jednak, że nie dotyczyły stosunków między ludnością polską i mniejszości narodowych. Różnice narodowościowe nie stanowią żadnego problemu we współżyciu sąsiedzkim. To musi budzić satysfakcję. Problemy powstają natomiast w stosunkach między reprezentacją mniejszości a miejscowymi władzami. Skarżono się na niedostateczne dofinansowanie działalności kulturalnej, wskazywano na biurokratyczne bariery niepozwalające na finansowe wspieranie organizacji reprezentującej mniejszość, lecz jedynie na pomoc w wykonywaniu konkretnego projektu. Organizacje białoruskie przypominały niezałatwione wciąż problemy związane z tragicznymi wydarzeniami z lat 40., obecnymi do dzisiaj w zbiorowej pamięci.

    Dystans, który dzieli władzę samorządową od obywatela jest zjawiskiem niepokojącym. Trzeba bardzo dokładnie zbadać jego przyczyny. Ich likwidacja będzie służyć doskonaleniu działalności organów samorządowych.

    O kwestiach współpracy mówiłem wielokrotnie, przede wszystkim w aspekcie współdziałania z organizacjami obywatelskimi i przedstawicielami mediów. Nie mogę jednak nie odnieść się do równie istotnej współpracy rzecznika z organami władz publicznych. Generalnie uważam ją za dobrą, także w części dotyczącej kontaktów z parlamentem, komisjami Sejmu i Senatu. Rzecznik znajduje tu zrozumienie dla swych inicjatyw, dla społecznej roli, jaka została mu przypisana. Podobnie oceniam relacje łączące mnie poprzez konkretne przedsięwzięcia z wieloma innymi organami, w tym z Najwyższą Izbą Kontroli, rzecznikiem praw dziecka czy też z polskimi służbami konsularnymi, zwłaszcza w sferze ochrony praw dzieci.

    Korzystnie układają się moje kontakty międzynarodowe. Podejmuję liczne przedsięwzięcia wspólnie z innymi ombudsmanami, zwłaszcza piastującymi swoje funkcje w państwach ościennych i tych krajach, które po przekształceniach ustrojowych dopiero poszukują swojego miejsca we współczesnej Europie. Staram się wspierać naszego rodaka, Marka Antoniego Nowickiego (ombudsmana Kosowa), w jego trudnych, podejmowanych w ekstremalnych warunkach działaniach.

    Jak już poprzednio nadmieniłem, Polska po raz pierwszy była organizatorem Europejskiej Konferencji Ombudsmanów. Na zakończenie jej obrad zostałem wybrany zastępcą przewodniczącego Europejskiego Instytutu Ombudsmana, co traktuję przede wszystkim jako wyraz uznania dla polskich dokonań w dziedzinie ochrony wolności, praw człowieka i obywatela.

    Panie Marszałku! Szanowni Państwo Posłowie! Wystąpienie swoje zamykam uwagami odnoszącymi się do problematyki tworzenia prawa. Zagadnieniom tym poświęciliśmy konferencję naukową ˝Legislacja w praktyce˝, którą pod patronatem merytorycznym marszałka Sejmu, prezesa Rady Ministrów i szefa Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zorganizowałem 21 lutego br. w Warszawie. Wnioski sformułowane w wyniku dyskusji na tej sesji reprezentatywnego grona polityków, wyższych urzędników służby cywilnej, naukowców, prawników, w tym zwłaszcza praktyków-legislatorów, nie pozwalają uznać stanu polskiego prawodawstwa za zadowalający. Pokrywają się one z moimi ocenami przedstawionymi parlamentowi także w latach ubiegłych i odwzorowanymi w aktualnej informacji.

    Polskie prawodawstwo jest dalekie od wzorca dobrej legislacji. Diagnozę taką stawiają nie tylko osoby profesjonalnie zaangażowane w procesie tworzenia prawa, ale również zwykli obywatele będący najsurowszymi recenzentami dotyczących ich norm prawnych. Z podobnie ostrą krytyką występują środowiska opiniotwórcze, zwłaszcza przedstawiciele mediów. ˝Ustawa ma odejść w niesławie˝, ˝pisane na kolanie˝, ˝legislatora nie zawsze się słucha˝, ˝rozmijanie się z życiem˝ - to tylko niektóre, i to stosunkowo łagodne, z etykiet, które dziennikarze przyporządkowują dopiero co wydanym aktom prawnym.

    Co więc robić, by stan ten uległ poprawie?

    Wymaga przede wszystkim podkreślenia, że nawet najbardziej racjonalna regulacja procedury legislacyjnej nie przyniesie zamierzonego efektu, jeżeli nie zostaną równocześnie spełnione inne wymogi z zakresu poprawności procedury prawodawczej, w tym nie ulegnie poprawie poziom kultury prawnej i politycznej. Racjonalnego prawodawcę powinna cechować powściągliwość w podejmowaniu inicjatyw legislacyjnych, a każda z nich wymaga rozważań co do możliwości dalszego stosowania dotychczasowych instytucji i środków prawnych oraz potrzeby zharmonizowania zamierzenia prawotwórczego z istniejącymi rozwiązaniami systemowymi.

    W konsekwencji projektowanie rozwiązań prawnych powinno być podejmowane w sposób planowy i wyważony, przy wykorzystaniu wiedzy ekspertów, respektujący potrzeby konsultacji, a przede wszystkim uwzględniający rzetelną analizę zamiarów normotwórczych. Konsekwentnie powinna być przestrzegana zasada konfrontowania projektu na każdym etapie jego opracowania z postanowieniami konstytucji. Należy doprowadzić do jednoczesnego opracowywania aktów wykonawczych lub co najmniej szczegółowych ich założeń już na etapie przygotowywania konkretnej ustawy. Gwarancją poprawy sytuacji powinno stać się egzekwowanie odpowiedzialności politycznej za brak terminowości w przygotowywaniu przepisów wykonawczych. Chciałbym dodać, że około 500 aktów wykonawczych do tej pory nie zostało przygotowanych i wprowadzonych w życie. Doskonalenia wymaga formułowanie upoważnień w ustawach do wydawania aktów wykonawczych w sposób zgodny z wzorcem zadekretowanym w art. 92 konstytucji i rozwiniętym w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego, zwłaszcza w zakresie dotyczącym treści aktu. Szczególną uwagą należy objąć redagowanie przepisów przejściowych i końcowych oraz kwalifikowanie przepisów do uchylenia. Język aktów prawnych powinien być precyzyjny i komunikatywny, co stanowi warunek należytego porozumiewania się prawodawcy z odbiorcami prawa. Ściśle przestrzeganą regułą musi być oddzielanie terminów wejścia w życie aktu normatywnego od daty jego ogłoszenia stosownym okresem dostosowawczym. Wymagają usprawnienia procedury doprowadzania norm prawnych do ich adresata. Liczne nowelizacje wymuszają konieczność wzmożenia prac nad ogłaszaniem tekstów jednolitych aktów prawnych, zwłaszcza tych o dużej nośności społecznej i najczęściej stosowanych w praktyce. Proces tworzenia prawa powinien w szerokim zakresie uwzględniać orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego i innych sądów, wystąpienia i opinie rzecznika prac obywatelskich, Najwyższej Izby Kontroli, wyniki konsultacji społecznych z innymi specjalistycznymi gremiami, wśród których szczególne znaczenie powinno mieć korzystanie z profesjonalnych stanowisk Rady Legislacyjnej, a także poglądów wypracowanych w środowiskach akademickich i przez teoretyków prawa oraz opinii prezentowanych przez media. Stałe wsparcie eksperckie w wypadku procedur legislacyjnych w warunkach polskich niestety instytucjonalnie jest rozproszone. Jest ono wartością, której znaczenie trudno jest przecenić. Jednocześnie proces legislacyjny powinien być chroniony przed naciskami o charakterze politycznym, a na jego realizację, na treść i formę prawa, podstawowy wpływ powinni uzyskać przede wszystkim prawnicy wyspecjalizowani w tworzeniu aktów prawnych.

    Na tle tych przemyśleń dostrzegam podobnie jak większość uczestników lutowej konferencji legislacyjnej potrzebę utworzenia państwowej rady legislacyjnej jako wiodącego organu eksperckiego, który będzie działał na rzecz poprawy stanu prawodawstwa. Rada ta powinna składać się z przedstawicieli powoływanych przez prezydenta Rzeczypospolitej, marszałka Sejmu, marszałka Senatu oraz prezesa Rady Ministrów. Państwowej radzie legislacyjnej można by powierzyć opracowanie wdrożenia zinstytucjonalizowanego systemu tworzenia prawa, badanie jego jakości, spójności i skuteczności, a także opracowanie projektu generalnego uporządkowania systemu prawa. Najistotniejsze obszary prawotwórcze powinny być objęte obowiązkiem opiniowania projektów aktów prawnych przez radę i poddawane kontroli rady na każdym etapie prac legislacyjnych. Utworzenie państwowej rady legislacyjnej pozwoliłoby na ograniczenie instytucji i organów zajmujących się obecnie legislacją na rzecz oparcia pracy rady na pracy ekspertów. Umożliwiłoby to znacznie lepsze wykorzystanie ogromnego potencjału wiedzy, doświadczenia i dorobku naukowego wielu fachowców z dziedziny legislacji, którzy wspólnym działaniem mogą przyczynić się do zastosowania środków zaradczych wobec nieprawidłowych rozwiązań systemowych i praktyki prawotwórczej.

    Pokaźna więc jest lista legislacyjnych życzeń, które pozwalam sobie przedstawić Wysokiej Izbie wraz z propozycją wdrażania ich w pracach parlamentarnych i przekonywania do nich innych organów, w tym zwłaszcza kierujących przedłożenia prawne. Usprawnienie i unowocześnienie procesu tworzenia prawa musi być jednak wsparte konsekwencją w jego egzekwowaniu oraz systematycznym pogłębianiem świadomości prawnej całego społeczeństwa.

    Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Proszę mi pozwolić na koniec wyrazić pewne zakłopotanie. Zwróciłem się, obejmując urząd rzecznika praw obywatelskich, do marszałka Sejmu poprzedniej kadencji, a także powtórnie uczyniłem to w tej kadencji, proponując, ażeby wypełnienie przez rzecznika praw obywatelskich wynikającego z konstytucji i z ustawy obowiązku składania informacji o stanie przestrzegania praw człowieka w państwie i działalności rzecznika było aspektem debaty parlamentarnej na temat stanu przestrzegania praw człowieka. Trudno uznać, ażeby dzisiejsze spotkanie i moja informacja były takim powodem do debaty z uwagi na frekwencję na sali. Dziękuję bardzo. (Oklaski)

Autor informacji: Agnieszka Jędrzejczyk
Data publikacji:
Osoba udostępniająca: Agnieszka Jędrzejczyk
Data:
Operator: Agnieszka Jędrzejczyk