Biuletyn Informacji Publicznej RPO

Co zostawimy przyszłym pokoleniom? RPO przekonywał senatorów do zmian w ustawie „środowiskowej”

Data:
  • Trzeba zastanawiać się, co zostawimy przyszłym pokoleniom i jakie życie stwarzamy tym, którzy żyją „daleko od szosy” a blisko ferm zatruwających środowisko
  • Tak Rzecznik Praw Obywatelskich przekonywał członków senackiej komisji do zmian w ustawie „środowiskowej”
  • Ogranicza ona prawo członków lokalnych społeczności do udziału w postępowaniach  dotyczących uciążliwych inwestycji
  • Konsekwencją wad ustawy, jeśli wejdzie ona w życie, może być wszczęcie postępowania przez Komisję Europejską o naruszenie prawa europejskiego - przestrzegał Adam Bodnar   

Podczas obrad senackiej Komisji Środowiska 30 lipca 2019 r. zgłoszono poprawki. Komisja jednak ich nie poparła. Przeforsowała zaś propozycję przyjęcia ustawy bez poprawek. Senat ma nad nią głosować jeszcze w tym tygodniu.

Chodzi o projekt zmian w ustawie skierowany do parlamentu 9 lipca 2019 r. i uchwalony przez Sejm 19 lipca 2019 r

Na czym polega problem 

Już teraz uciążliwe inwestycje we wsiach i na obrzeżach miast przysparzają mnóstwa kłopotów. Ludzie, którzy przychodzą na spotkania z RPO, skarżą się na odór. Na opary, które docierają nawet na odległość kilku kilometrów. Na ogromne ilości much i gryzoni, które żywią się odpadami z ubojni. Na szum i hałas. Na to, że przyroda wokół obumiera, a ludzie chorują.

Przepisy wymagają, by ocenę wpływu danej inwestycji na środowisko przygotował sam inwestor. Na ogół wynika z nich, że oddziaływanie to kończy się na granicy działki. Wiadomo, że hałas czy smród tych granic się nie trzymają. O ile mamy w Polsce normy dotyczące hałasu, o tyle od lat trwają boje o wprowadzenie przepisów antyodorowych. Mimo obietnic rządu nadal ich nie ma – nie wiadomo więc, jak mierzyć uciążliwość przemysłowej fermy. A często zapach z ferm przemysłowych jest tak uciążliwy, że nie daje się otwierać okien czy spędzać czasu na powietrzu w promieniu wielu kilometrów.

Walka z taką inwestycją, która już powstała w zgodzie z przepisami i na podstawie uzgodnień, jest bardzo trudna. Kluczowa jest możliwość uzyskania informacji o planowanym przedsięwzięciu, jego rzeczywistym oddziaływaniu na środowisko, rozmiarach, etapach budowy. A także o tym, jak przebiega proces wydawania decyzji i jak są uzasadniane. Często samorządy skupiają się na spodziewanych korzyściach gospodarczych, mniejszą uwagę zwracając na koszty społeczne i dla środowiska.

Tymczasem pośpiesznie procedowaną ustawą Sejm 19 lipca 2019 r. poważnie ograniczył prawa społeczności lokalnej do uczestniczenia w postępowaniach dotyczących środowiska. To pogorszy ochronę prawną tych, którzy „sąsiadują” z terenem inwestycji podlegającej procedurom środowiskowym.

Co zakładają zmiany ustawy

  1. Mieszkańcom trudniej będzie dowiadywać się o przebiegu sprawy. Jeśli bowiem w sprawie będzie uczestniczyć ponad 10 podmiotów, to nie będzie już korespondencji „imiennej”, w tym imiennie adresowanych decyzji – trzeba będzie sprawdzać wszystko w obwieszczeniach albo w Biuletynach Informacji Publicznej. Wynika to ze zmniejszenia - z 20 do 10 -  liczby stron postępowania, od której uzależniona jest możliwość zastosowania w postępowaniu art. 49 Kodeksu postępowania administracyjnego - zakłada to nowe brzmienie art. 74 ust. 3 ustawy.
  2. Jednocześnie mniej mieszkańców będzie miało prawo zareagować na problem. Ustawa zmniejsza obszar, o którym można mówić, że jest dotknięty inwestycją. Ma być on ograniczony do 100 m poza granic „przewidywanego terenu, na którym będzie realizowane przedsięwzięcie” - zakłada to art. 74 ust. 3a pkt 1 ustawy. To może znaczyć, że nawet właściciel domu, który sąsiaduje z działką, na której powstanie chlewnia, kurnik albo wysypisko śmieci, nie będzie miał prawa uczestniczenia w postępowaniu.
  3. Ci którzy będą mieli prawo reagować, ale z niego nie skorzystają, bo np. za późno się dowiedzą o problemie, stracą prawo do żądania wznowienia postępowania. Osoby i instytucje, które nie z własnej winy nie wzięły udziału w postępowaniu, mimo że miały takie prawo, nie miałyby prawa do żądania wznowienia postępowania w myśl nowego ust. 3b-3e art. 74.
  4. Prawo do uczestniczenia w postępowaniach dotyczących miejsca zamieszkania tracą ci, którzy nie zadbali wcześniej o to, by ich dane były wpisane do księgi wieczystej. Wykluczenie z udziału w postępowaniu właścicieli nieruchomości nieujawnionych w księgach wieczystych lub innych właściwych rejestrach – ust. 3f-3h art. 74 w powiązaniu z ograniczeniami we wznowieniu.

Rozwiązania te budzą zasadnicze wątpliwości co do zgodności z prawem unijnym i wiążącym Rzeczpospolitą Polską prawem międzynarodowym. Wady ustawy narażają Polskę na wszczęcie postępowania przez Komisję Europejską, co skończyć się może tak jak w sprawie Puszczy Białowieskiej.  RPO ostrzegał przed tym marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego.

Wystąpienie RPO

Podczas moich spotkań z obywatelami w Polsce często pojawia się problem fetoru z ferm, z którym coraz trudniej walczyć – mówił Adam Bodnar podczas obrad komisji. Póki nie zacząłem jeździć po Polsce, nie wiedziałem, jak bardzo prawa ludzi mieszkających  „daleko od szosy” są ograniczane.

Szkoda, że nie dyskutujemy nad przyjęciem kompleksowej ustawy antyodorowej, której urząd RPO nie może się od 12 lat doczekać. A pierwsze takie wystąpienie Rzecznik skierował jeszcze w 2007 r., gdy Jan Szyszko był po raz pierwszy ministrem środowiska.

Mówię o tym, bo to pokazuje, jak w Polsce nie walczymy z konsekwencjami  wielkich, przemysłowych inwestycji – ferm hodowlanych, które powodują zatrucie środowiska i zatrucie życia mieszkańców Kawęczyna koło Wrześni i Kruszynian – co nie jest dostrzegane z poziomu Warszawy. Trzeba tam pojechać i poodychać tym powietrzem, żeby zrozumieć, na czym polega życie w fetorze. I że częstokroć ci obywatele nie mają pomocy.

Wydawałoby się, że rola państwa powinna polegać na przywracaniu równowagi, tam, gdzie dominującą rolę może mieć inwestor. Który może wykorzystywać brak planów zagospodarowania przestrzennego, czy tego że władze lokalne nie są w stanie się odpowiednio przeciwstawić. Ale wtedy dotknięci tym mieszkańcy mogą przynajmniej liczyć na prawo; na to, że się pojawi jakaś organizacja pozarządowa. Mogą liczyć na RPO, ale też na odpowiednie postępowania przed organami administracji i przed sądami administracyjnymi.

Nasz udział w sprawie Kawęczyna pokazał, że to może być osiągnięte. Ale najbardziej zaskoczyło nas, że gdyby przepisy tej ustawy już obowiązywały, to w Kawęczynie nie mielibyśmy podstawy interwencji. Bo jeśli ludzie akurat mieszkają tam o 170 m od planowanej inwestycji, to już nie mogliby uczestniczyć w postępowaniu.

Już teraz obowiązujące prawo nie zapewnia równowagi stron na linii inwestor-mieszkańcy. Zasadniczym dokumentem jest bowiem raport o oddziaływaniach na środowisko, który sporządza inwestor. A jeśli ustawa wejdzie w życie,  znacznie pogłębi ten stan nierówności i pogorszy standard dostępu sąsiadów takich inwestycji do sądu w tych sprawach.

Skoro większość z nas spożywa mięso, to trudno zakazać powstawania ferm hodowlanych. One muszą gdzieś istnieć. Ale chodzi o to, że zasada zrównoważonego rozwoju zawarta w art. 5 Konstytucji, powinna tak określać sposób działania władz, aby równoważyć prawo do środowiska lokalnych społeczności oraz interesy tych, którzy chcieliby inwestować. Rozwój powinien mieć jednak swoje ograniczenia. Trzeba zastanawiać się, co zostawimy przyszłym pokoleniom i jakie życie stwarzamy tym, którzy żyją „daleko od szosy”, których problemami trudno zainteresować społeczność wielkomiejską.

Ta ustawa ogranicza prawo udziału organizacji pozarządowych w postępowaniach. Będzie też ograniczać możliwości działania tych wszystkich wspólnot  lokalnych, które zakładają stowarzyszenia. Powstały już organizacje, które wręcz się w tym specjalizują i już nauczyły się,  jak poruszać się w tym gąszczu przepisów.  

Zastanawia nas, czy nie o to być może chodzi. Ze komuś zaczęło być trudno. Ktoś zaczął narzekać na nadmierny udział tych organizacji społeczeństwa obywatelskiego w tych procesach decyzyjnych i zaczął się zastanawiać, jak to ukrócić. A przepisy tej ustawy będą już miały zastosowanie do postępowań, które już się toczą i na postawie nowych przepisów będzie można z nich powykluczać niektóre organizacje.

W opinii dla Marszałka Senatu wskazaliśmy, że musimy pamiętać o dyrektywie europejskiej i konwencji z Aarhus. Te argumenty były sygnalizowane przez organizacje pozarządowe, m.in.. Client Earth Polska, ale nie zostały wystarczająco wzięte pod uwagę.

Wyobraźmy sobie, jeśli ustawa wejdzie w życie - a już teraz jej wady widzimy, a nie są one eliminowane - to konsekwencją będzie to, że prędzej czy później Komisja Europejska będzie mogła wszcząć postępowanie w sprawie naruszenia prawa europejskiego.  

Jestem tutaj, bo to ważna rzecz. Bo moją rolą jest bycie reprezentantem tych, którzy mają problem z dotarciem  ze swoim głosem do centrum decyzyjnego. - Chciałbym uczulić państwa senatorów na to, by rozważyli, czy przyjęcie ustawy w tym kształcie jest naprawdę konieczne – zakończył Adam Bodnar.

O to, żeby nie wylać dziecka z kąpielą i chronić przyrodę, apelował przedstawiciel Kruszynian. Głos zabierali także przedstawiciele organizacji  pozarządowych.

Przedstawicielka Ministra Środowiska zapewniała, że ustawa nie narusza praw obywatelskich, a wręcz wzmacnia pozycję obywateli.

Autor informacji: Łukasz Starzewski
Data publikacji:
Osoba udostępniająca: Łukasz Starzewski